Myśleć i odczuwać z Chrystusem
Uznanie winy. Zadośćuczynienie
O KRUCJACIE WYZWOLENIA CZŁOWIEKA
Ruch Światło-Życie w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka
Znaki Krucjaty Wyzwolenia Człowieka
DROGA KRZYŻOWA „WOLNI I WYZWALAJĄCY
Stacja 1 Pan Jezus skazany na śmierć.
Stacja 2. Pan Jezus bierze krzyż na swe ramiona.
Stacja 3.Pan Jezus upada pod krzyżem.
Stacja 5.Szymon z Cyreny przymuszony do pomagania w
niesieniu krzyża.
Stacja 6.
Weronika ociera twarz Panu Jezusowi.
Stacja 7. Pan
Jezus upada pod krzyżem po raz drugi..
Stacja 8 Pan Jezus pociesza płaczące niewiasty.
Stacja 9 Pan
Jezus upada pod krzyżem po raz trzeci. ,
Stacja 10, Pan Jezus z szat obnażony.
Stacja 11 Pan Jezus przybity do krzyża.
Stacja 12 Pan
Jezus umiera na krzyżu.
Stacja 13 Pan Jezus zdjęty z krzyża.
ABSTYNENCKIE „CREDO" KRUCJATY WYZWOLENIA CZŁOWIEKA
Nie naszą rzeczą jest sądzić.
Naszą rzeczą jest świadczyć.
Świadczyć, tak jak słońce,
o miłości i dobroci Boga,
świadczyć przez prostą i pokorną służbę,
z wykluczeniem własnych interesów,
własnego egoizmu.
Tą bronią jedynie możemy zwyciężyć zło.
Ks. Franciszek Blachnicki
Wydanie w wielotysięcznym nakładzie książki „Wolni i
wyzwalający" (Krościenko 1999 i Poznań 2001 r.) odegrało wielką rolę w
kształtowaniu świadomości czym jest Krucjata Wyzwolenia Człowieka po
dwudziestu latach od jej proklamowania. Niezmiennie dynamiczne, niosące zapał
i wyzwalające przesłanie sformułowane przez ks. Franciszka Blachnickiego
zostało przyjęte z nowym entuzjazmem, zaś tytuł „wolni i wyzwalający"
stał się jednym z haseł identyfikujących członków Krucjaty i ich misję na kilku
kontynentach.
Głęboka, biblijna antropologia Jana Pawła II stanowiąca fundament
jego posługiwania na rzecz ocalenia godności człowieka i jego wyzwolenia
wyraziła się już w pierwszych wezwaniach pontyfikatu: „Otwórzcie drzwi
Chrystusowi!", „Nie lękajcie się!", w wołaniu do Polaków, „aby
przeciwstawiali się wszystkiemu, co uwłacza ludzkiej godności i poniża obyczaje
zdrowego społeczeństwa, co czasem może
aż zagrażać jego egzystencji" wreszcie w programowej encyklice „Redemptor hominis". Wezwania
te stały się punktem odniesienia dla posługi Papieża wprowadzającego Kościół w
nowe millennium chrześcijaństwa i równocześnie impulsem do ogłoszenia Krucjaty
Wyzwolenia Człowieka. Z kolei wezwanie Jana Pawła II, u progu Trzeciego
Tysiąclecia do kształtowania „nowej wyobraźni miłosierdzia" odwołującej
się do taktyki wyciągniętej ręki do bliźniego w geście solidarności zamiast
częstokroć poniżającej jałmużny, potwierdziło drogę Krucjaty. Młodzi dziś
oczekują odpowiedzi na pytanie „jak żyć?" wyrażonej poprzez świadectwo
solidarności ze strony dorosłych i rówieśników.
Tworzenie „kolumny ratunkowej" dla ratowania tych, których
sposób życia uwłacza ludzkiej godności jest ściśle związane z oddziaływaniem
Krucjaty jako „zbawiennej szczepionki" dającej kolejnemu pokoleniu
dzieci, młodzieży, dorosłych i całych rodzin odporność na współczesną presję
psychiczną i obyczajową w kierunku zachowań mających bez wysiłku
„uszczęśliwić" człowieka i zapewnić mu sukces życiowy.
Do takiej formy braterskiej pomocy - solidarności z człowiekiem
doświadczającym zniewoleń lub z młodym poszukującym projektu życia wzywali
Czcigodny Sługa Boży Jan Paweł II i Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki.
Podczas jubileuszowego
Kongresu Krucjaty Wyzwolenia Człowieka na Jasnej Górze (12.06.2004
r.) zostali oni nazwani „apostołami wyzwolenia człowieka" (Eleuteria, nr 59-60 [3-4/2004]).
W trzecim wydaniu książki dołączyliśmy rozważania drogi krzyżowej
oparte o teksty zamieszczone w tym tomiku. Medytacje te były przygotowane na
obchody 20-lecia Krucjaty połączonego ze spotkaniem z Ojcem Świętym (Krościenko
- Stary Sącz, 14-16.06.1999 r.) i stale są wykorzystywane z wielką
wdzięcznością, tak w kraju jak i za granicą.
Idźmy drogami współczesności - wolni i wyzwalający!
Ks. Piotr
Kulbacki
Czy dziś potrzebna jest Krucjata Wyzwolenia Człowieka? Gdy sięga
się po teksty autorstwa Założyciela Krucjaty ks. Franciszka Blachnickiego, i
spogląda się na widniejące przy nich daty, można ulec pokusie odstawienia
„krucjaty" na półkę. Napisałem „krucjaty" małą literą, nawiązując do
języka słyszanego niekiedy podczas letnich rekolekcji oazowych, gdzie
zagadnienie „podpisać czy nie podpisać krucjatę?" staje się niewygodnym
dylematem. Cóż, dla „krucjaty" pisanej przez małe „k" chyba już
miejsca nie ma. Ustąpiły powierzchowne motywy, które mogły skłaniać do wejścia
na kilka lat w krąg oazowych abstynentów. Odszedł daleko motyw
niepodległościowy, wszak mamy już Najjaśniejszą Rzeczpospolitą. Trudno wracać
do motywu papieskiego, gdyż po dwudziestu latach pontyfikatu cały świat już
wie, kim jest „Papa Wojtyła", a kim jego rodacy znad Wisły. Nie za bardzo
można już wstąpić do Krucjaty na przekór „onym".
Jaki zatem motyw poruszał te rzesze, składające znak decyzji
abstynenckiej na stopniach ołtarza ostatniego lata, Anno Domini 1998? Co
skłaniało do takiego kroku reprezentantów „pokolenia X" - z lekka
konsumpcyjnie i rzeczowo nastawionych do życia młodych Polaków u progu XXI wieku?
Co rozpoznali w ciszy swoich serc, gdy dotarło do nich orędzie Krucjaty?
Warto przyjrzeć się oczyszczonym motywom najmłodszych członków tego
ruchu. Zapewne wielu z nich podjęło tę decyzję z motywów osobistych, z powodu
alkoholowego nieszczęścia kogoś najbliższego. Cenię i szanuję taki krok, gdyż
wiem z doświadczenia, że obecność ostentacyjnego abstynenta często powoduje
efekt stałej, realnej interwencji wobec uzależnionej osoby. Po latach okazuje
się, że decyzja dziecka popchnęła ku trzeźwości jego ojca czy brata. Gdyby to
jednak było wszystko, gdyby ten motyw dominował, Krucjata zatrzymałaby się w
rozwoju. Zbyt często subiektywne oczekiwania zawodzą, a alkohol jest dla
bliskiej osoby atrakcyjniejszy niż dobry kontakt z bliskimi. Tego typu
„terapia" nie udaje się. Jeszcze bardziej „śliskie" jest traktowanie
Krucjaty jako panaceum na chorobę alkoholową, stosowane zamiast terapii. W ten
sposób decyzja, do której alkoholik może i dojrzałby po latach odzyskiwania
trzeźwości, staje się namiastką i złudzeniem pracy nad sobą. To zatem też nie
jest motyw, który utrzymałby Krucjatę Wyzwolenia Człowieka w duchowej kondycji.
Jeśli zatem nie „to" i nie „tamto", to co? Co jest tym
nieustannie bijącym sercem Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, co zapewnia jej
trwałość i rozwój?
Mam na ten temat, ugruntowaną w ciągu lat obserwacji, odpowiedź. To
COŚ - to doświadczenie wolności. Paradoksalnie ktoś, kto podejmuje wezwanie
Krucjaty jako ofiarę w intencji wyzwolenia innych, sam wchodzi radykalnie w
obszar wolności. Doświadcza niezwykle mocno własnej podmiotowości. Jego
decyzja, zanim zacznie przekształcać otoczenie, formuje najpierw jego samego.
Ktoś, kto zaznał smak wolności, nie wyrzeknie się jej tak łatwo! Na pozór
drobna sprawa alkoholowej abstynencji staje się dla wielu ludzi kamyczkiem
uruchamiającym ich rozwój w kierunku osobowej pełni, w kierunku wolności. Być
wolnym - oto serce Krucjaty. Tę wolność daje Bóg, ale prowadzi do niej całkiem
ludzka i możliwa do opisania osobista praca każdego nowego członka ruchu.
Jednym z najbardziej zadziwiających rezultatów Krucjaty Wyzwolenia
Człowieka jest uzdolnienie jej członków do podmiotowego działania w wielu
dziedzinach życia. Nie tylko w dziedzinie alkoholowych nawyków, choć to przede
wszystkim. Z perspektywy bogatego doświadczenia Krucjaty Wyzwolenia Człowieka
nasuwa mi się myśl według św. Pawła, który dostrzegł, że „całe stworzenie jęczy
i wzdycha w bólach rodzenia, oczekując objawienia się synów Bożych" (por.
Rz 8,19.22). Człowiek nie wyrazi się inaczej jako
człowiek, jak tylko będąc wolnym. „Całe stworzenie" można ująć jako
otoczenie społeczne, które bacznie obserwuje skutki jednostkowych decyzji.
Członkowie Krucjaty w wielu środowiskach stali się objawieniem. Objawili, że
można, że życie bez alkoholu jest możliwe, szczęśliwe, satysfakcjonujące i
bogate. Nasuwa mi się wyraźna analogia z doświadczeniem Anonimowych
Alkoholików. W latach trzydziestych w USA panowało przekonanie, że nie da się
wytrzeźwieć, jeśli ktoś już przekroczył barierę uzależnienia. Dla
„pijaka" nie było ratunku. Aż do chwili, gdy KILKU osobom się to udało, a
był to moment powstania ruchu Anonimowych Alkoholików. Owi „trzeźwi
alkoholicy" samymi sobą oznajmili światu, że istnieje droga przekroczenia
ograniczeń, droga wyzwolenia.
Ten sam efekt obserwuję w wypadku działania społecznego członków
Krucjaty. Ich życie jest krzyczącym dowodem na to, że uświęcone tradycją i
obyczajem „konieczności", „niezbędności", „nieuniknione
zaszłości" są do przekreślenia jednym podpisem na małej karteczce
deklaracji KWC. Co się potem dzieje? Inni obserwują, pytają, kuszą, sprawdzają.
A gdy członek Krucjaty trwa w swym postanowieniu, zaczynają się zastanawiać, a
może by tak żyć na trzeźwo? Krucjata jako ruch bardzo liczny, choć ciągle
elitarny, wciąż i coraz bardziej staje się wyzwaniem do zmiany obyczajów.
Krucjata Wyzwolenia Człowieka powiększa stale obszar wolności dla konkretnych
osób nie będących jej członkami. Na dowód tego wystarczy przytoczyć jedno
zestawienie. W ciągu ostatniej dekady odbyło się ponad 5000 wesel
bezalkoholowych. W takim weselu zwykle bierze udział ok. 60-120 osób. Oznacza
to, że około pół miliona osób musiało się osobiście zetknąć z takim
przedziwnym zjawiskiem, jak udana, bezalkoholowa uroczystość rodzinna, i to
tej społecznej rangi!
Ale eksplodująca siła Krucjaty ukazuje się nie tylko w takich
spektakularnych momentach. O wiele częściej przełamanie złych stereotypów
dokonuje się po cichutku, w wymiarze małego środowiska pracy czy rodziny. Jest
to niezwykle cenne. Mam ciągle w pamięci pewnego majstra budowlanego, który
pewnego dnia wkroczył do barakowozu pełnego popijających pracowników z Biblią w
ręku, aby im odczytać fragment mówiący, że „pijacy nie wejdą do Królestwa
Bożego". Efekt był piorunujący - brygada otrzeźwiała nie tylko w momencie
tego swoistego egzorcyzmu, ale na dłużej.
W końcu ośmielę się złożyć tu bardzo osobiste świadectwo. Otóż
przez ostatnie kilka lat miałem do czynienia z problemami alkoholowymi na
szczeblu całego kraju, organizując pracę działu profilaktyki Państwowej Agencji
Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. W tej pracy wielokrotnie dochodziło do
ostrej walki z gwałtownie działającymi siłami biznesu, polityki, mediów,
zmierzającymi do celów całkiem odwrotnych niż trzeźwość Polaków. Zawsze w
takich krytycznych chwilach CZUŁEM w jakiś sposób modlitewne wsparcie
środowiska Krucjaty. Dodam, że wiele z tych bitew było zwycięskich, choć
początkowo wcale się na to nie zanosiło. Tak już jednak jest, że Krucjata
Wyzwolenia Człowieka przygotowuje do zwyciężania. Najpierw samego siebie, potem
nacisku otoczenia, w końcu wszystkiego tego, co w Piśmie świętym bywa określane
jako „świat".
Zapraszając Czytelnika do wejścia w głąb wspaniałych i aktualnych
tekstów Założyciela Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, pragnę podzielić się opinią,
że owoce tego dzieła dopiero się ukazują, że jest ono niezmiennie aktualne i
prorocze. To dzieło żyje i jest ważne zwłaszcza dziś, gdy ludzka wolność
zagrożona jest przez najgroźniejszego wroga - przez samego człowieka. Zatem:
nie lękajmy się Krucjaty w XXI wieku! Dopiero nadchodzi jej czas.
Krzysztof Wojcieszek
Żyjemy w społeczeństwie, gdzie nawet prawda, że 2 x 2 = 4 nie jest
dla wszystkich oczywista. Dziś niejednokrotnie dekadencja posunęła się już tak
daleko, że ludzie (a nawet społeczności) negują istnienie obiektywnej prawdy i
obiektywnych norm etycznych. Tak zwany pluralizm, pojęty jako neutralność w
odniesieniu do prawdy i wartości etycznych, jest przejawem daleko posuniętej
dekadencji jakiejś cywilizacji.
W tej sytuacji trzeba podjąć wysiłek, aby przypominać i przekonywać
o prawdach, które powinny być oczywiste w ocenianiu człowieka i jego wolności.
Trzeba tu sięgnąć do tzw filozofii zdrowego rozsądku,
do norm moralnych, ogólnie przyjętych i stosowanych w życiu codziennym i w
prawodawstwie wszystkich cywilizowanych narodów, do danych psychologii i
psychiatrii określających model człowieka „normalnego", do doświadczenia i
wartościowania pokoleń utrwalonego w literaturze, do przemyśleń oraz intuicji
poetów, myślicieli, ludzi uznawanych powszechnie za wielkich i dobroczyńców
ludzkości.
W ten sposób można dojść do ustalenia pewnych podstawowych rysów
obrazu człowieka i elementów warunkujących i określających jego wolność.
Przykładowo można wyliczyć następujące elementy bądź cechy, bez
których nie można mówić o wolności człowieka:
1. Wolność jest uwarunkowana u człowieka przez posiadanie światła
rozumu i przez świadomość refleksyjną. Wiadomo, że powszechnie nie imputuje
się odpowiedzialności za czyny osobom działającym w stanie „za-mroczenia",
czy to chwilowego (np. zamroczenie alkoholowe,
patologiczne zaburzenia świadomości), czy trwałego (choroba psychiczna), oraz
dzieciom przed dojściem do tzw. wieku rozeznania. Tylko działania prześwietlone
rozumnym poznaniem i poddane światłu rozumu, i według niego orientowane, są
działaniami wolnymi, w nich przejawia się wolność człowieka, istoty rozumnej.
W pojęciu wolności osoby zawarta jest pewna zależność, polegająca na
dobrowolnym poddaniu się prawdzie lub na uznaniu prawdy poznanej.
2. Do elementów konstytutywnych wolności człowieka należy również
umiejętność rozróżniania dobra i zła, z zasadniczą gotowością czynienia dobra
i unikania zła, czyli uznania kategorycznego imperatywu sumienia. Postawa
zależności od sumienia, dobrowolnego poddania się jego wymogom, należy więc do
wymogów ludzkiej wolności. Dlatego o człowieku opanowanym przez złe namiętności
i nałogi mówi się, że jest ich niewolnikiem.
Człowiek jako osoba jest czymś danym przez naturę i zarazem zadanym.
Człowiek posiada zasadniczą zdolność kształtowania siebie według poznanych i
akceptowanych ideałów, czyli zdolność samowychowania. Jako istota społeczna
człowiek może też być wychowywany przez innych. Zaprzeczenie tej zdolności w
człowieku jest równoznaczne z zanegowaniem jego wolności i przyjęciem
całkowitego determinizmu, genetycznie uwarunkowanego.
Człowiek jako osoba posiada strukturę dialogiczną, przeżywa on
siebie jako „ja" w obliczu „ty" drugiej osoby. Może on siebie w sposób
wolny określać w relacji do innych osób, może prowadzić dialog z innymi i może
siebie, swoją wewnętrzną świadomość, niedostępną dla zewnętrznego poznania,
objawiać przez słowo komu zechce. Tutaj, w zakresie relacji międzyosobowych,
człowiek przede wszystkim realizuje swoją wolność. Zdolność otwierania się w
stosunku do „ty" drugiej osoby wyznacza też zakres wolności danego
człowieka. Dlatego o człowieku zamkniętym w sobie, trudnym w kontaktach z
innymi mówi się potocznie, że jest człowiekiem, „skrępowanym" wewnętrznie.
5. Najgłębiej istotę wolności człowieka ujawnia to, że potrafi on
w sposób wolny uczynić dar z siebie, czyli ofiarować siebie drugiej osobie lub
jakiejś ogólnej wartości dobrej i służącej dobru innych. To oddanie siebie musi
przy tym cechować się bezinteresownością. Ludzkość zawsze pielęgnowała głęboki
szacunek wobec tej zdolności człowieka: czynienia daru z siebie, i stopień
bezinteresowności służby był zawsze miernikiem szacunku, podziwu i uznania dla
człowieka. Współczesna fenomenologia osoby definiuje ją jako uzdolnienie i
przeznaczenie do posiadania siebie w dawaniu siebie. Tę zdolność osoby i tę
postawę określa się też mianem miłości - i tutaj to słowo - tak dziś
wieloznaczne - występuje w swoim pierwotnym, czystym znaczeniu.
Człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Wolność
jest przymiotem natury Bożej i wiąże się ze stwierdzeniem objawionym w Nowym
Testamencie: „Bóg jest miłością". Oznacza to, że do istoty Boga należy
„posiadanie siebie w dawaniu siebie", że Bóg jest „istnieniem dla".
Łączy się to z tajemnicą Trójcy Świętej. Życie wewnętrzne Boga polega na
wzajemnym dawaniu sobie siebie poszczególnych Osób Trójcy. Oczywiście, mówiąc
tak bardzo upraszczamy.
Wystarczy to jednak, aby zrozumieć, na czym polega w swojej
najgłębszej istocie podobieństwo Boże w człowieku. Człowiek został w swoim
stworzeniu uzdolniony i powołany do istnienia na sposób Boży - to znaczy do
posiadania siebie w dawaniu siebie, czyli przez miłość. Wolność zaś warunkuje
możliwość czynienia daru z siebie. Wolność człowieka jest również wolnością
„dla", mianowicie dla miłości. Ta miłość zaś ma być realizowana w relacji
do Boga i do innych ludzi.
Musimy się poczuć odpowiedzialni za braci, za cały polski naród,
który w niedalekiej przeszłości objawił niezwykłe siły duchowe, ale który nadal
jeszcze objawia równie wielkie zagrożenia, bo nadal jest zraniona nasza siła
odporna, nadal widzimy skutki kilkudziesięciu lat demoralizacji, zwalczania
praw Bożych, otwierania bram dla wszelkiej nieprawości, kłamstwa, namiętności
ludzkich. Nieprędko się podniesiemy z tej choroby, nieszybko wyleczymy się z
tych ran.
Zło przybrało dzisiaj takie rozmiary, że żadną ludzką siłą go nie
zwyciężymy. W sposób wstrząsający uświadomiliśmy sobie istnienie tego zła, kiedy
padły strzały skierowane w tego, który jest uosobieniem dobroci, miłości dla
świata współczesnego. Kiedy strzały ugodziły Papieża Jana Pawła II, wtedy cały
świat stanął w obliczu jakiejś potwornej, niezrozumiałej siły zła, zła zupełnie
absurdalnego, nie mającego żadnej rozumnej motywacji, zła, które jest po
prostu ślepą siłą skierowaną ku zniszczeniu dobra.
Z homilii ks. Franciszka Blachnickiego podczas Godziny
Odpowiedzialności i Misji w Dniu Wspólnoty w Krościenku 8 lipca 1981 roku.
Cóż możemy przeciwstawić takiej sile? Jaka siła może ją zwyciężyć?
Tylko Chrystus zwyciężył tę potęgę zła. Zwyciężył przez to, że spokojnie, bez
nienawiści, bez pragnienia odwetu, w postawie przebaczenia pozwolił, aby to
zło na Nim się skupiło. Pozwolił się przybić do krzyża, wypowiadając wtedy:
„Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą co czynią". Jest to droga wyzwolenia
bez użycia przemocy.
To jest nasza droga. To, co się stało w Polsce [w latach
osiemdziesiątych], to jest rewolucja duchowa. Polacy znaleźli w Ewangelii, w
wierze, w nauce Kościoła, w nauce Papieża drogę wyzwolenia. Drogę, która
ostatecznie jest niezwyciężona i która musi doprowadzić do zwycięstwa. Z tej
drogi nie można zawrócić. To jest właśnie nasza misja, to jest nasze zadanie:
wyzwolić człowieka od tego, co rozkłada wewnętrznie jego duchową moc. Tą siłą
rozkładową w naszym społeczeństwie jest alkohol. To musimy zrozumieć. Musimy sobie
i innym otwierać oczy, o co tu istotnie chodzi. Jeżeli dzisiaj jest potrzebny
Polakom jakiś czyn patriotyczny, czyn wyzwoleńczy, to jest nim czyn
abstynencki, rezygnacja z picia alkoholu, odrzucenie trucizny, która rozkłada
ducha narodu. To jest czyn patriotyczny. Za takie czyny powinno się dzisiaj
nadawać oznaczenia Virtuti Militari i inne podobne.
To jest prawdziwy czyn
wyzwoleńczy: wyzwolenie siebie od lęku, od nacisków, od opinii, od zdania
innych, słabych braci przez podanie im ręki. Wyzwolenie od innych uzależnień,
od egoizmu, który prowadzi do mordowania dzieci nie narodzonych. Z tym idzie w
parze wyzwolenie od lęku: „Nie lękajcie się", bo tylko lęk nas czyni
niewolnikami. Kto się nie boi, ten jest wolny, nawet kiedy znajduje się za
kratami więzienia czy w obozie koncentracyjnym. To jest wolność synów Bożych,
której nam nikt nie może odebrać, tylko my sami przez - lęk, przez strach.
Wyzwolenie przez prawdę: „prawda was wyzwoli" (J 8, 32).
Wyzwoli nas wtedy, gdy będziemy mieli odwagę mówić prawdę, domagać się prawdy,
świadczyć o prawdzie, czynić prawdę. To jest prawdziwa Krucjata Wyzwolenia. To
jest wielkie zadanie naszego ruchu. Trzeba, abyśmy wszyscy odrzucili tę potęgę,
która nas zniewala. Wtedy staniemy się silnym, mocnym narodem, który będzie
mógł wyzwalać inne narody.
Nasi bracia zrzeszeni w Solidarności zaczynają odczuwać trudności,
które płyną już nie z zewnątrz, ale raczej od wewnątrz, z ludzkich słabości, z
egoizmu, z najrozmaitszych żądz, które biorą górę nad szukaniem dobra
wspólnego. Nasi przeciwnicy o tym wiedzą, dlatego podsycają rozmaite tego
rodzaju postawy, żeby od wewnątrz rozbić ten wysiłek. A my powinniśmy wszędzie
„penetrować", w dobrym tego słowa znaczeniu, szeregi Solidarności. Nie
żeby dojść do władzy. My nie chcemy władzy. My chcemy tylko służby, po to, żeby
pomagać naszym braciom, przez bezinteresowną służbę, przez branie na siebie
rozmaitych odpowiedzialności, przez dawanie przykładu pracy, z zachowaniem
czystych rąk, czystej intencji. Według tej miłości, którą dał nam Bóg Ojciec,
sprawiający, że „słońce świeci nad złymi i dobrymi, a deszcz spada na
sprawiedliwych i niesprawiedliwych" (Mt 5,
45-46).
Nie naszą rzeczą jest sądzić. Naszą rzeczą jest świadczyć,
świadczyć tak jak słońce, o miłości i dobroci Boga, świadczyć przez prostą,
pokorną służbę z wykluczeniem własnych interesów, własnego egoizmu. Świadczyć
z tą gotowością, o której mówi Chrystus: „Jeżeli cię uderzy ktoś w prawy twój
policzek, nadstaw mu i drugi. Jeżeli zmusza cię ktoś, byś szedł z nim tysiąc
kroków, idź z nimi drugie dwa" (Mt 5, 41).
Jedynie tą bronią możemy zwyciężyć zło, bo cała ta potęga, z którą się zmagamy,
to przede wszystkim potęga duchowa, ale pochodząca od złego ducha. Opiera się
ona właściwie na dwóch filarach, na dwóch kolumnach. Jedna nazywa się kłamstwo,
a druga - strach. Przez odważne świadectwo dawane prawdzie ugodzimy w źródło
jego potęgi złego ducha.
To jest nasza droga. Trzeba, żebyśmy zaangażowali się w tym
kierunku. Musimy z jednej strony, jak zawsze, myśleć o programie formacyjnym,
żeby w nas dojrzewał i wzrastał nowy człowiek, ale równocześnie muszą powstawać
wszędzie diakonie, małe zespoły - chociażby trzyosobowe - które konkretnie w
danej parafii podejmą diakonię wyzwolenia przez zwalczanie alkoholizmu, przez
obronę życia, przez dawanie świadectwa prawdzie, rozpowszechnianie słowa
prawdy; zespoły, które podejmą też diakonię modlitwy, diakonię miłosierdzia
wobec ludzi potrzebujących naszej pomocy. To będzie owoc, o którym mówi
Chrystus, który ma się w nas objawić i ma w nas
trwać. Musimy dokonać tego zrywu, bo chwila, w jakiej żyjemy, jest
jedyna. Jest to chwila historyczna, której nie można zmarnować. Ta chwila
potrzebuje naszego świadectwa prawdy, miłości, odwagi, by wyzwolić siebie i
innych na tej drodze, która jest drogą pewną i musi doprowadzić do zwycięstwa.
Dlatego zamiast spekulować i kombinować, co będzie, a co by mogło
być, co by było, gdyby itd., trzeba iść prostą drogą świadczenia o prawdzie w
miłości. W każdym wypadku będzie to droga wyzwolenia dla nas i dla innych. A
gdy ofiarnie wielu ludzi na nią wkroczy, stanie się drogą wyzwolenia całego
naszego narodu, a także wyzwolenia innych narodów przez świadectwo i posługę
naszego narodu. Bo „wiele jest serc, które czekają na Ewangelię". Wiele
jest narodów, które czekają na tego rodzaju świadectwo: wypływające z mocy
miłości Chrystusa; świadectwo, które wzbudza w naszych sercach Jego Duch. I
jako chrześcijanie jesteśmy współnamaszczeni z
Chrystusem namaszczonym, który powołał nas, uzdolnił i posłał, abyśmy wraz z
Nim współdziałali w zbawianiu świata w tej godzinie i w aktualnych sytuacjach.
Dlatego też nie wolno nam pojmować naszej wiary jako ucieczki do
wnętrza, do uszczęśliwiającej „ja - Ty - relacji" z Jezusem, lecz mamy w
niej widzieć wezwanie do przyjęcia wespół z Chrystusem Sługą służby wobec
naszych braci, aby ich przez naszą odpowiedzialną miłość i gotowość do
ponoszenia ofiar, mocą krzyża Chrystusowego prowadzić do zbawienia i
wyzwolenia.
Nasz osobowy stosunek do Boga Ojca
przez Chrystusa w Duchu Świętym
jest przy tym ciągłym źródłem mocy, odwagi
i gorliwości w tej służbie wyzwolenia.
W Piśmie Świętym wiara przedstawiana jest
zawsze jako wezwanie do
„ja - Ty - relacji" z Bogiem,
a równocześnie jako namaszczenie do służby
w dziele wypełniania owego planu zbawczego
w konkretnym hic et nunc historii.
Inaczej mówiąc,
wiara musi być pojmowana
jako udział w samoświadomości Jezusa Chrystusa, którą On objawił w
synagodze w Nazarecie na początku swej mesjańskiej działalności: Duch Pański
spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie,
abym ubogim niósł Dobrą Nowinę,
więźniom głosił wolność,
a niewidomym przejrzenie,
abym uciśnionych odsyłał wolnych,
abym obwoływał rok łaski od Pana (Łk 4, 18-19).
Tak rozumiana wiara chrześcijańska
jest wydarzeniem historycznym
i odznacza się historiotwórczą mocą.
Jeżeli uwierzyliśmy w Chrystusa naprawdę, to musimy mieć pokój.
Jeżeli uwierzyliśmy w Chrystusa, a mimo to lękamy się jeszcze ciągle różnych
rzeczy, to znaczy,
że jeszcze w pełni, w sensie biblijnym
nie uwierzyliśmy w Chrystusa. [... ]
Jeżeli rzeczywiście wierzymy,
to wtedy nasze życie
samo przez się staje się świadectwem.
Jeżeli potrafię pójść
do tych ludzi, z którymi się spotykam,
a którzy są kłębkiem nerwów,
czują się zagubieni
i nie potrafią sprostać problemom życiowym,
jeżeli potrafię wobec nich
pokazać ten pokój głęboki
płynący z uwierzenia w Ewangelię Chrystusa,
to wtedy jest to świadectwo,
które może tym ludziom pomóc.
Jeżeli natomiast
ja sam wpadam w ich styl lęku,
narzekania, zabezpieczania się,
to moje świadectwo jest negatywne -
pokazuję im,
że wiara na nic się nie przyda w konkretnym życiu, bo nie
rozwiązuje problemów.
Słowa Nehemiasza, syna Chakaliasza: Oto gdy w miesiącu Kislew
roku dwudziestego byłem w twierdzy Suza, przyszedł z Judy
Chanani, jeden z braci moich, wraz z innymi. I
spytałem ich o tych Żydów ocalałych, którzy uniknęli uprowadzenia, i o
Jerozolimę. i powiedzieli mi: „Ci pozostali, którzy w tamtejszym okręgu
uniknęli uprowadzenia, znajdują się w wielkiej biedzie i pohańbieniu; mur
Jerozolimy jest zburzony, a bramy jej są ogniem spalone'.
I oto, gdy to usłyszałem, usiadłem, płakałem i trapiłem się całymi
dniami, pościłem i modliłem się w obecności Boga niebios. I powiedziałem:
„Ach, Panie, Boże niebios, Boże wielki i straszny, dotrzymujący przymierza i
otaczający opieką tych, którzy Cię miłują i zachowują Twoje przykazania.
Niechże będzie ucho Twoje uważne i oczy Twoje niech będą otwarte, abyś
wysłuchał modlitwę sługi Twego, którą ja
teraz dniem i nocą zanoszę do Ciebie za sługi Twoje, Izraelitów, składając wyznanie
w sprawie przestępstw Izraelitów, któreśmy wobec Ciebie popełnili; również ja i
mój ród zgrzeszyliśmy. Bardzo źle postąpiliśmy wobec Ciebie: nie zachowaliśmy przykazań ani praw, ani przepisów, które
wydałeś słudze Twemu Mojżeszowi. Wspomnijże na zapowiedź, którąś ogłosił słudze
twemu Mojżeszowi; «Jeśli wy się sprzeniewierzycie, to Ja rozproszę was między
narody. Lecz jeśli się do Mnie nawrócicie i zważać będziecie na moje
przykazania^ będziecie je wykonywali, to choćby rozproszeni wasi znajdowali się
na krańcu niebios, stamtąd zgromadzę ich i zaprowadzę na miejsce, które
wybrałem, aby tam uczynić przybytek dla mego Imienia». Albowiem oni są sługami
Twoimi i ludem Twoim, który odkupiłeś Twoją wielką mocą i potężną ręką. Ach,
Panie, niechże będzie ucho Twoje uważne na modlitwę Twojego sługi i na modlitwę
sług Twoich, pragnących czcić Twoje Imię! Poszczęśćże teraz słudze Twemu! Daj,
abym pozyskał względy tego człowieka". Byłem bowiem podczaszym królewskim.
I oto, gdy w miesiącu Nisan dwudziestego
roku panowania króla Artakserksesa wykonywałem swój urząd, wziąłem wino i
podałem królowi, i w jego obecności nie okazywałem smutku. Lecz król mi rzekł:
„Czemu tak smutno wyglądasz? Przecież nie jesteś chory! Nie, lecz masz jakieś
zmartwienie?" I przeraziłem się do najwyższego stopnia, i rzekłem królowi:
„Niech król żyje na wieki! Jakże nie mam smutno wyglądać, gdy miasto, gdzie są
groby moich przodków, jest spustoszone, a bramy jego są strawione ogniem".
I rzekł mi król: „O co chciałbyś prosić?" Wtedy pomodliłem się do Boga
niebios i rzekłem królowi: „Jeśli to odpowiada królowi i jeśli sługa twój ma
względy u ciebie, to proszę, abyś mnie posłał do Judy,
do grodu grobów moich przodków, abym go odbudował". I rzekł mi król,
podczas gdy królowa siedziała obok niego: „Jak długo potrwa twoja podróż? I
kiedy powrócisz?" I król, gdy podałem mu termin, raczył mnie wyprawić. I
rzekłem królowi: „Jeśli to odpowiada królowi, proszę o wystawienie dla mnie
listów do namiestników Transeufratei, aby mnie
przepuścili, aż przyjdę do Judy; - również pisma do Asafa, zawiadowcy lasu królewskiego, aby mi dał drewna do
sporządzenia bram twierdzy przy świątyni, bram muru miejskiego i domu, do
którego się wprowadzę". I król mi zezwolił, gdyż łaskawa ręka Boga mojego
czuwała nade mną. (Ne 1,1-2,8)
Cóż wspólnego może mieć ta historia z zamierzchłych czasów,
opisana w Księdze Nehemiasza, z sytuacją, którą
przeżywamy dzisiaj w naszym narodzie? Jest to słowo Boże. Jest to historia
święta, historia zbawienia, w której przez ludzi działa Bóg. Dlatego objawia
ona pewne prawa
Bożego działania. Prawa te są zawsze aktualne, mogą być
zastosowane do różnych sytuacji, w różnych epokach, jeżeli w duchu wiary odczytamy
te wydarzenia, żeby w nich odkryć Boży sposób myślenia, Boży sposób oceniania
wydarzeń i Boży plan działania.
Nehemiasz jest jednym z wielu ludzi, których Bóg wybrał i powołał jako swoje
narzędzie. My, należący do nowego ludu Bożego, musimy wierzyć, że wszyscy jako
członkowie Kościoła jesteśmy wezwani, wybrani przez Boga, abyśmy byli narzędziem
Jego planów zbawczych w tym momencie historii, w którym żyjemy. Dlatego możemy
z historii Nehemiasza wyciągnąć pewne zastosowanie
do naszej sytuacji. Spróbujmy tak odczytać tę historię, jakbyśmy my byli tym Nehemiaszem, do którego Bóg kieruje dzisiaj swoje wezwanie.
Nehemiasz przebywał na wygnaniu, ale ciągle myślał o doli swojego ludu.
Wykorzystywał każdą okazję, żeby się dowiedzieć czegoś o nim. Kiedy przyszedł z
Judy jeden z jego braci, spytał go: co się dzieje w
Jerozolimie, w ojczyźnie, i usłyszał: „«Ci pozostali, którzy w tamtejszym
okręgu uniknęli uprowadzenia, znajdują się w wielkiej biedzie i pohańbieniu;
mur Jerozolimy jest zburzony, a bramy jej ogniem spalone.» I oto, gdy to
usłyszałem, usiadłem, płakałem i trapiłem się całymi dniami, pościłem i
modliłem siew obecności Boga niebios".
Zapytajmy siebie: Czy my podobnie odpowiedzialnie myślimy o naszym
narodzie, o Kościele w naszym narodzie? Czy nie mamy raczej postawy: cóż mnie
to obchodzi? Czy nie troszczymy się tylko o swoje własne, prywatne sprawy? Czy
nawet naszej religii, naszego chrześcijaństwa nie traktujemy jako sprawy
osobistej, prywatnej?
A tymczasem być chrześcijaninem, to znaczy należeć do Chrystusa, i
myśleć, i czuć w swoim sercu razem z Chrystusem. To znaczy myśleć z troską, z
poczuciem odpowiedzialności o braciach: o całym naszym narodzie, o całym Kościele,
a nawet o całej rodzinie ludzkiej. Chrześcijanin - ten, który jest
Chrystusowy, nie może już prowadzić życia prywatnego, nie może już zamknąć się
w swoim świecie i myśleć sobie: „niech na całym świecie wojna, byle polska wieś
spokojna", niech się dzieje co chce, ja wiem, to mi wystarczy, co mam zrobić,
żeby siebie zbawić: spełnić przykazania, które mnie obowiązują.
Największy grzech nas chrześcijan, katolików, członków Mistycznego
Ciała Chrystusa, członków wspólnoty Kościoła to ten, że każdy z nas zamyka się
w swoim małym świecie, wyłącza ze swojej świadomości sprawy dobra ogólnego,
sprawy braci, Kościoła, narodu, i myśli: niech się inni o to martwią. Brakuje
nam postawy Nehemiasza.
„Ci, którzy pozostali, znajdują się w wielkiej biedzie i pohańbieniu;
mur Jerozolimy jest zburzony, a bramy jej są ogniem spalone". Czyż to nie
jest powiedziane o nas, o naszej sytuacji? Czyż nie znajdujemy się w wielkim
pohańbieniu, w wielkiej biedzie? Czy mur Jerozolimy nie został już zburzony, a
bramy, czy nie zostały ogniem spalone? Jaka jest nasza sytuacja?
Coraz więcej ludzi zapomina o swoim chrzcie świętym i już nie
wyznaje w życiu Chrystusa. W wielu częściach naszej Ojczyzny kościoły pustoszeją.
Są miasta, rejony, w których 60, 70, 80, 85% ludzi, którzy byli ochrzczeni, i
może jeszcze podaje, że są katolikami, w praktyce jest niewierzących,
niepraktykujących, ich życie zaprzecza Ewangelii, ewangelicznej hierarchii
wartości.
Czy możemy powiedzieć, że nasz naród jest wierzący, skoro jesteśmy
narodem jednym z najbardziej zalkoholizowanych na
całym świecie.
Codziennie kilka milionów ludzi pijanych na naszych ulicach, w
naszych domach.
Gubernator Frank, który snuł plany, jak zniszczyć naród polski,
powiedział kiedyś w gronie zaufanych współpracowników: jeżeli doprowadzimy
Polaków do tego, że będą wypijali 4,5 1 alkoholu w skali rocznej w przeliczeniu
na 1 mieszkańca, to za 25 lat problem Polaków będzie dla nas rozwiązany, naród
polski przestanie istnieć.
Jeżeli nie podejmiemy żadnego przeciwdziałania, spełni się to, co
przewidywał gubernator Frank. Cały naród znajdzie się na dnie rozkładu
spowodowanego przez alkoholizm i cały szereg zjawisk pochodnych.
Znajdujemy się w „wielkiej biedzie i pohańbieniu; mur Jerozolimy
jest zburzony". Mur sumienia, mur przykazań Bożych, mur norm etycznych.
Gdzie są te mury, które kiedyś stały mocno na straży życia ludzkiego, na straży
wartości osoby ludzkiej? Dzisiaj te mury padły.
„Mur Jerozolimy zburzony". Przykazania Boże stały się
pośmiewiskiem. Książki w sposób, który się nawet w głowie nie mieści, wykpiwają
podstawowe normy etyczne, zwłaszcza w dziedzinie VI przykazania, i to jest
lektura obowiązkowa dla dzieci, dla młodzieży w szkołach, masowo
rozpowszechniana w każdym kiosku. Dawniej byłyby zaliczone do literatury
zbrodniczej, za ich rozpowszechnianie karano by ludzi więzieniem, a dzisiaj
karze się tych, którzy nie wypełniają normy w sprzedawaniu takiej literatury.
Prawdziwy zalew, zaplanowana, zaprogramowana akcja niszczenia murów
Jerozolimy, to jest norm etycznych, przykazań Bożych. Tu i tam wznoszą się
jeszcze szczątki murów. Z tym większą wściekłością atakuje się je, żeby padły.
„Bramy ogniem spalone". Kiedyś każda rodzina, każde ognisko
rodzinne było tą bramą, przez którą nie mogły wejść siły niszczące. Dzisiaj
każda rodzina posiada taką otwartą bramę, którą jest telewizor, i wszystkie
złe wpływy przez nią wchodzą. Wszystko wchodzi do każdej twierdzy rodzinnej, do
każdego domu rodzinnego.
„Mur Jerozolimy jest zburzony; bramy jej są ogniem spalone. Znajdujemy
się w wielkim pohańbieniu, w wielkiej biedzie". To jest prawda. A jak my
się wobec tej prawdy zachowujemy?
Spójrzmy na Nehemiasza. „I oto, gdy to
usłyszałem, usiadłem, płakałem i trapiłem się całymi dniami. Pościłem i
modliłem się w obecności Boga niebios".
Czy my potrafimy tak myśleć, czy czujemy się odpowiedzialni za to
wszystko? Przecież to jest nasza sprawa, nasza rodzina, nasz naród, Kościół,
Ciało Mistyczne Chrystusa. Czy możemy umyć ręce i powiedzieć, że to
oni? Czy nie jesteśmy podobni do faryzeuszy, którzy z boku obserwują, co się
dzieje, i robią złośliwe uwagi? W Kościele słyszymy listy pasterskie, kazania,
słyszymy głosy podnoszące alarm. Czy czasem nie reagujemy na nie podobnie jak
ten faryzeusz, który stał w świątyni przed ołtarzem i modlił się: Dziękuję Ci,
Boże, że nie jestem jako inni ludzie, jako ci celnicy, cudzołożnice; że nie
jestem jak te kobiety, co mordują dzieci, jak ten pijak. I wychodzimy zadowoleni
z kościoła, że znowu słyszeliśmy o tych bezbożnikach, ateuszach, o tych, którzy
niszczą nasz naród, ale przecież to nie my; my jesteśmy niewinni, umywamy ręce.
Czy tak być może, czy wolno nam zachować taką postawę?
A co robił Nehemiasz? Najpierw zaczął się
modlić do Boga: „Jahwe, Boże niebios, wielki i straszny, dotrzymujący
przymierza. Niech będzie ucho Twoje uważne, oczy Twoje niech będą otwarte,
abyś wysłuchał modlitwy Twego sługi, którą ja teraz dniem i nocą zanoszę do
Ciebie za sługi Twoje, składając wyznanie w sprawie przestępstwa Izraelitów,
któreśmy wobec Ciebie popełnili; również ja i mój ród zgrzeszyliśmy. Bardzo
źle postąpiliśmy wobec Ciebie: nie zachowaliśmy przykazań ani praw, ani
przepisów, które wydałeś słudze Twemu Mojżeszowi".
„Również ja i mój ród zgrzeszyliśmy" - taka powinna być nasza
pierwsza reakcja. Solidarnie -jesteśmy jednym narodem, jedną rodziną - musimy
pokutować za grzechy innych. Im bardziej ktoś jest zdolny zrozumieć, co to jest
grzech, im bliżej ktoś stoi Boga, tym bardziej powinien się czuć odpowiedzialny
za grzechy braci i pokutować za innych i za swoje grzechy. To jest pierwsza
odpowiedź: uznać naszą winę, naszą współwinę, naszą współodpowiedzialność.
„Bardzo zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem." - Któż z nas
może powiedzieć, że nie zgrzeszył w tych sprawach przez zaniedbanie? Musimy stanąć
przed Bogiem w poczuciu naszej winy, przyjąć pokutę za braci, zacząć
przebłaganie wobec Boga, by upraszać Jego miłosierdzie. W tym sensie wszyscy
musimy przyjąć postawę Nehemiasza. To jest wzór dla
nas. Nie ma innej drogi ratunku. Gdyby Bóg znalazł dziesięciu sprawiedliwych...
ale nie znalazł nawet tych dziesięciu.
Wobec Boga jesteśmy jedną rodziną i jedni za drugich mogą dać
zadośćuczynienie. Zwłaszcza jeżeli łączymy się w wierze z zadośćuczynieniem
Chrystusa, jako członkowie Jego Ciała Mistycznego.
Na tym jednak nie kończy się odpowiedź Nehemiasza.
On powziął konkretny plan działania. Postanowił pójść tam, gdzie są mury zburzone,
bramy spalone, aby podjąć dzieło odnowy, odbudowy. Najpierw szukał kogoś, kto
by mu udzielił misji, kto by go upoważnił, kto by dał mu listy polecające.
Udał się więc do króla i prosił aby znalazł łaskę w jego oczach: „Poślij
mnie".
My jako ruch odnowy, Światło-Życie, my którzyśmy otrzymali tyle
darów i łask, musimy poczuć się odpowiedzialni w modlitwie, w ekspiacji, w
zadośćuczynieniu, a także w podejmowaniu inicjatyw, dzieł odnowy. Chcielibyśmy
dotrzeć do wszystkich ludzi w naszej Ojczyźnie z pukaniem, wołaniem, aby
Chrystus wszedł do serc tych, którzy Go nie znają albo o Nim zapomnieli, aby
głębiej wszedł do serc tych, którzy już Go przyjęli. Po przygotowaniu przez
ewangelizację, przez głoszenie wiary Chrystusa - chcemy podjąć dzieło Krucjaty
Wyzwolenia Człowieka z nałogów: z alkoholizmu, nikotynizmu, innych nałogów,
które poniżają godność człowieka i czynią go niewolnikiem. Chcemy mocą Chrystusa
wyzwalać naszych braci z niewoli kłamstwa, z zakłamania, a przede wszystkim z
lęku, który nie pozwala ludziom postępować zgodnie z powołaniem dzieci Bożych.
Ten lęk najbardziej nas poniża, bo ostatecznie tylko lęk czyni nas niewolnikami,
a przecież: „otrzymaliśmy ducha przybrania za synów, nie żeby się pogrążyć w
bojaźni, ale żeby żyć w wolności Synów Bożych, mówić do Boga: «Abba, Ojcze»" (Rz 8, 15).
Taki jest przed nami program, wspaniały, wielki, śmiały; program
na miarę potrzeb, na miarę zagrożenia naszego narodu. Dlatego ufamy, że Księga Nehemiasza jest wezwaniem Bożym skierowanym do nas na tę
chwilę, w tym momencie. Jak Nehemiasz odbudowywał mur
Jerozolimy, odcinek po odcinku, metr za metrem, według dokładnego,
precyzyjnego planu, tak i my chcemy odbudowywać przez ewangelizację, przez Ewangelię,
bo Ewangelia buduje. Izraelici jedną ręką budowali, a drugą trzymali miecz, bo
musieli walczyć z wrogami. My także odbudowując, chcemy równocześnie walczyć z
wrogami. Nie z ludźmi, ale z tym, co ludzi niewoli: z grzechem, z nałogami:
alkoholizmem, wynaturzeniem w dziedzinie seksu; z tym wszystkim, co czyni
człowieka niewolnikiem zła, grzechu, ostatecznie szatana.
W naszych wspólnotach, w rodzinach czy indywidualnie, weźmy do
ręki Księgę Nehemiasza i szukajmy tam natchnienia do
modlitwy i do działania. Niech Duch Święty przemówi do nas przez słowa Pisma
Świętego, przez tę historię świętą, żebyśmy na miarę wielkich postaci biblijnych
potrafili odpowiedzieć Bogu naszą wiarą, ufnością, naszą modlitwą, poczuciem
odpowiedzialności, naszym zaangażowaniem. Chrystus Pan, który swoim
zadośćuczynieniem Bogu Ojcu obejmuje cały świat, a w nim szczególnie nasz naród,
nasz Kościół i nas wszystkich, niechaj udzieli nam swojej miłości, niechaj
przez swego Ducha tchnie w nasze serca swoją miłość.
„Serce wielkie nam daj" - to prośba skierowana do Chrystusa.
Niechaj to serce wielkie, które On nam da, objawi się w wielkim czynie, który
mamy podjąć z miłości ku Niemu. Chrystusowi, który pyta nas: „Czy miłujesz
Mnie, czy miłujesz Mnie więcej niż inni", czy jesteś gotów ze Mną razem -
jako moje narzędzie, dzieląc moją troskę zbawczą - iść ratować braci, naród,
ratować tych, którzy giną, niech każdy odpowie w swoim sercu. A jeżeli jest
gotowy, niech tę odpowiedź ukaże w znaku, aby stała się świadectwemi
pociągała innych do podobnej odpowiedzi na pytanie Chrystusa.
Wstał więc o świcie Jerubbaal, czyli
Gedeon, wraz z całym zgromadzonym ludem i rozbił obóz u źródeł Charod.
Obozowisko Madianitów leżało na północ od pagórka More w dolinie. Pan rzekł do Gedeona: «Zbyt liczny jest lud
przy tobie, abym w jego ręce wydał Madianitów, gdyż
Izrael mógłby przywłaszczyć sobie chwałę z pominięciem Mnie i mówić: «Moja ręka
wybawiła mnie». Wobec tego tak wołaj do uszu ludu: Ten, który się boi i drży,
niech zawróci ku górze Gilead i chroni się». Tak więc odeszło z ludu
dwadzieścia dwa tysiące, a pozostało dziesięć tysięcy.
Rzekł Pan do Gedeona: «Jeszcze zbyt liczny jest lud. Zaprowadź go
nad wodę, gdzie ci go wypróbuję. Będzie tak: o którym powiem: Ten pójdzie z
tobą! - on pójdzie z tobą. O którym zaś powiem: Ten nie pójdzie z tobą! - on
nie pójdzie».
Zaprowadził więc lud nad wodę, a Pan rzekł do Gedeona: «Wszystkich,
którzy będą wodę chłeptać językiem, podobnie jak pies, pozostawisz po jednej
stronie, a tych wszystkich, którzy przy piciu
uklękną, pozostawisz po drugiej stronie». Liczba tych, którzy chłeptali
z ręki podnoszonej do ust, wynosiła trzystu mężów. Wszyscy inni pijąc zginali
kolana. Rzekł wówczas Pan do Gedeona: «Przy pomocy tych trzystu mężów, którzy
chłeptali wodę językiem, wybawię was i w ręce twoje wydam Madianitów.
Wszyscy inni mężowie niech wracają do siebie». Lud wziął ze sobą żywność i
rogi, a Gedeon odesłał mężów izraelskich, każdego do swego namiotu, z
wyjątkiem owych trzystu mężów. A obóz Madianitów
znajdował siew dolinie poniżej jego stanowiska.
[...] Wówczas Gedeon rozdzielił owych trzystu mężów na trzy hufce,
dał każdemu z nich do ręki rogi i puste dzbany, a w nich pochodnie. Patrzcie
na mnie - rzekł im -i czyńcie to samo, co ja. Oto ja dojdę do krańca obozu, a
co ja będę czynić, i wy czyńcie. Gdy zatrąbię w róg ja i wszyscy, którzy są ze
mną, wówczas i wy zatrąbicie w rogi dokoła obozu i będziecie wołać: «Za Pana i
za Gedeonah
Gedeon i stu mężów, którzy mu towarzyszyli, doszli do krańca obozu
w chwili, gdy tuż po zmianie następowało czuwanie środkowej straży nocnej.
Zatrąbili w rogi i potłukli dzbany, które trzymali w swych rękach. Natychmiast
zatrąbiły w rogi także owe trzy hufce i potłukły dzbany. Wziąwszy zaś w lewą
rękę pochodnie, a wprawą rogi, aby na nich trąbić, wołali: «Za Pana i za Gedeonah I przystanęli, każdy na swoim miejscu, dokoła
obozu.
Powstali wtedy wszyscy w obozie, poczęli krzyczeć i uciekać.
Podczas gdy owych trzystu mężów trąbiło na rogach, Pan sprawił, że w całym
obozie jeden przeciw drugiemu skierował miecz. Obóz uciekł do Bet-Haszszitta ku Sartan, aż do
granicy Abel-Me-chola obok Tabbat.
(Sdz 7,
1-8. 16-22)
Jaki ma związek ta historia z dalekich
czasów z naszą dzisiejszą sytuacją? Bóg, który jest wiecznie żywy wypowiada
swoje słowo w taki sposób, że jest zawsze aktualne i zawsze trafia w sytuację
człowieka, w jakimkolwiek momencie historii byłoby ono proklamowane i
głoszone.
Sytuacja ludu Bożego, który
urzeczywistnia się w narodzie polskim, jest podobna do tej, w jakiej wtedy
znajdował się naród wybrany Starego Przymierza. Stoi przed nami dzisiaj
wyraźnie widmo zagłady narodu, ale przyczyną nie będzie wróg zewnętrzny, lecz
my sami. Jeżeli nic się nie zmieni, jeżeli nie nastąpi jakiś nadzwyczajny
zryw, to około roku 2050 nas Polaków będzie prawdopodobnie 18 milionów, a
kilkadziesiąt lat później może nas nie być wcale.
Wiele próbowano już metod przeciwdziałania.
Wiele było dyskusji, planów, postanowień, uchwał, ale jak dotąd: nic nie
pomaga.
Skąd może przyjść ratunek? Zobaczmy,
gdzie lud Boży Starego Przymierza szukał ratunku? W sytuacjach beznadziejnych
prorocy zawsze kierowali wzrok narodu wybranego ku górze, ku Jahwe. I zaczynano
wołać o ratunek do Boga. I nigdy się naród wybrany nie zawiódł. Bóg wkraczał w
jego historię i przy pomocy wybranych narzędzi, za pomocą środków słabych,
pozornie śmiesznych, nieproporcjonalnych do wielkości zagrożenia, objawiał
swoją moc i wybawiał swój lud.
I oto dzisiaj jest chwila, kiedy musimy jako
lud Boży, jako wierzący skierować oczy ku górze i podjąć na nowo walkę. Tak jak
wojsko Gedeona, w imię Boga, dla Boga.
„Przy pomocy tych trzystu mężów wybawię
swój lud. Kto się boi, niech idzie do domu". Wybrał sobie Bóg trzystu
ludzi, ale takich, którzy mieli odwagę. Mieli odwagę zaufać Bogu i podjąć walkę
po ludzku beznadziejną. Było kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy. „Kto się boi,
niech idzie do domu" - zostało dziesięć tysięcy. Ale i tych Bóg poddał
próbie. Zostawił sobie trzystu mężów, ale takich, którzy zawierzyli, którzy
poczuli się narzędziem w ręku Boga, którzy postawili na Jahwe. Oni niczego nie
rozumieli. Kiedy Gedeon przedstawił im plan walki, wydawało im się to dziwne,
może i śmieszne. Gedeon kazał im przygotować puste dzbany, pochodnie, rogi i
powiedział tylko: czyńcie to, co ja będę czynił. A oni się poddali posłusznie
temu planowi, bo byli przekonani, że pochodzi od Boga. Dlatego nie dyskutowali,
nie mówili: ja mam lepszy plan, nie tak trzeba postąpić. Wszyscy czynili tak
samo, jak ten, którego Bóg wybrał, postępowali według jego wskazań.
Zawierzyli... i odnieśli wspaniałe zwycięstwo.
Nie inaczej będzie dzisiaj. Inaczej być nie
może. Dlatego potrzebne jest dzisiaj nowe wojsko Gedeona. Trzeba dokonać
mobilizacji w skali całego narodu i wezwać tych, którzy się nie boją i potrafią
zawierzyć i zaufać Bogu, tych, którzy poddadzą się jednemu planowi działania i
będą działać jednolicie ufając, że ten plan ratunku pochodzi od Boga. Jeżeli
tak się stanie, to możemy być pewni, że Bóg nas wybawi przy pomocy tych swoich
narzędzi. Trzeba nam powołać nowe wojsko Gedeona. Takim nowym wojskiem Gedeona
ma się stać Krucjata Wyzwolenia Człowieka, która problem już przez wielu
podejmowany, podejmuje w nowy sposób: w oparciuo
słowo Boże, o Boże wezwanie, w oparciu o moc Chrystusa, który przyszedł
odkupić i wyzwolić człowieka.
Słowo „krucjata" pochodzi od
łacińskiego słowa „crux" - krzyż. Jest w nim
wyrażone nasze przekonanie, że wyzwolenie może przyjść tylko stamtąd, z mocy
Krzyża. Wyzwolenia może dokonać tylko Ten, który na krzyżu wyzwolił nas z
niewoli grzechu i śmierci. Krucjata, a więc ci, którzy staną pod krzyżem, pod
krzyżem Chrystusa. Pod krzyżem Chrystusa stała Maryja, pod krzyżem Chrystusa z
Maryją stoi Ojciec Święty Jan Paweł II. Pod krzyżem z Maryją i z Ojcem świętym
chcemy stanąć my, Krucjata Wyzwolenia Człowieka. Chcemy się oddać Chrystusowi
jako narzędzie, aby przez nas objawił moc Krzyża ku wyzwoleniu człowieka. To
jest fundament, to jest punkt wyjścia naszej Krucjaty Wyzwolenia Człowieka.
Chodzi o Człowieka pisanego wielką literą. O tego człowieka, o którego
upomniał się Ojciec Święty Jan Paweł II, któremu drogę ratunku ukazał na nowo
w swojej encyklice „Redemptor hominis".
W tym kontekście chcemy podjąć naszą Krucjatę Wyzwolenia Człowieka.
Środek, który chcemy przyjąć, może się
wydawać śmieszny, tak jak ów dzban pusty i pochodnia w ręku wojska Gedeona. Ale
jest to środek bardzo prosty, dostępny dla każdego. Jeżeli przyjmiemy go z
wiarą i stworzymy wielką armię ludzi, którzy podejmą wspólnie ten środek
walki, możemy ufać, że zwycięstwo będzie po naszej stronie. Ów prosty środek,
dla każdego dostępny to wyrzeczenie się alkoholu, napojów alkoholowych we
wszelkiej postaci.
Będzie to konkretny czyn. Czyn, który
najpierw nas wyzwoli. Nie z alkoholizmu, czyz
jakiegoś pociągu do alkoholu, który już nas uzależnia, tak że jesteśmy już w
pewnym stopniu alkoholikami. Najpierw musimy się wyzwolić spod powszechnego
nacisku opinii, spod powszechnego terroru pijackiego. Musimy się wyzwolić z
lęku, który sprawia, że dorosły człowiek, mężczyzna, który może nawet ma na
piersi krzyż Virtuti Militari, blednie na samą myśl,
że w towarzystwie, gdzie będą go częstowali alkoholem, ma powiedzieć: dziękuję,
ja nie piję. Wszyscy kapitulują. Wystarczy stu pijaków w parafii
kilkunastotysięcznej, żeby wszystkich sterroryzować. Nikt nie ośmieli się
wyłamać. Wszyscy się boją. Psychoza alkoholowa. Terror alkoholowy. Towarzyski
przymus picia. Słowo „muszę", które nas tak upokarza, najczęściej jest
wypowiadane w tych sytuacjach: Muszę, musiałem wypić, nie było wyjścia.
Ogromna armia niewolników. Najpierw ci, którym pić nie wolno - alkoholicy
nałogowi. - Półtora miliona liczy ta armia niewolników. - Jest to pewnik
naukowy, że dla każdego z nich jest tylko jedna droga ratunku: być abstynentem
do końca życia, bo zawsze będzie alkoholikiem. Jeśli będzie miał odwagę odmówić
sobie pierwszego kieliszka, jego problem będzie rozwiązany. Alkoholik może sobie
odmówić pierwszego kieliszka, ale nigdy drugiego. I chodzi właśnie o ten jeden
kieliszek, bo on dla alkoholika jest sprawą decydującą. On jest dla alkoholika
początkiem tragedii. Alkoholikowi jest potrzebny przykład, jest potrzebna moc,
żeby zdołał wyrzec się właśnie tego jednego kieliszka. A tymczasem ogólne
sprzysiężenie narodowe.
Nikt nie ma tylu obrońców w społeczeństwie,
jak ten jeden kieliszek, ten pierwszy kieliszek. Można by zebrać całe tomy
sloganów, powiastek, wierszyków wypowiadanych w obronie pierwszego kieliszka.
Tylko tego pierwszego. Nikt nie broni pijaństwa, nikt nie propaguje
alkoholizmu.
Wszyscy sprzysięgli się, żeby bronić
tego jednego kieliszka. Może nawet tylko pół kieliszka. Może tylko kilka
kropelek. Może tylko zamoczyć usta, żeby w ten sposób pokłon oddać temu
bożkowi, który zasiadł na tronie w naszym narodzie, i powiedzieć: muszę uznać
jego panowanie, muszę się pokłonić, muszę skapitulować, nie ma wyjścia. I blady
strach pada na ludzi odważnych, szlachetnych, mądrych, kiedy wyobrażą sobie
sytuację, w której będą musieli powiedzieć „nie" wobec pierwszego
kieliszka. I wszyscy mówią: „tak", „muszę". I dlatego ta ogromna
armia, półtora miliona nieszczęśliwych alkoholików w naszym społeczeństwie,
postawiona jest w sytuacji bez wyjścia. Bo nie można sobie wyobrazić, żeby alkoholik
o osłabionej woli powiedział przy pierwszym kieliszku stanowczo „nie". Bo
wszyscy się rzucą na niego. A w niektórych okolicach, to nawet tak daleko się
ludzie posuwają, że siłą wlewają do ust pierwszy kieliszek temu, kto ośmieli
się powiedzieć: „nie, nie będę pił." - „Musisz wypić!" Tak właśnie
przejawia się potęga alkoholu.
To jest jakaś psychoza, dlatego że takie
postępowanie nie ma żadnego rozumnego uzasadnienia. Nikt nie może podać
rozumnego argumentu, dlaczego ja mam wypić ten jeden kieliszek. „Na
zdrowie". - „Jak to, na moje zdrowie nie wypijesz?" - „Ależ
człowieku, jeżeli mi udowodnisz, że ten jeden kieliszek ma cokolwiek wspólnego
z twoim zdrowiem, to z miejsca wypiję." Proszę mi to udowodnić, bo nie
mogę tego zrozumieć. Czy naprawdę jest jakiś związek pomiędzy twoim zdrowiem a
tym jednym kieliszkiem? Przecież to jest absurd zupełny.
A ile tych absurdów się wygaduje bez
przerwy w każdym towarzystwie. Nieraz w oazach mówimy o abstynencji, jako o
postawie, która obowiązuje członków naszego ruchu, i wtedy zawsze wraca to
nieśmiertelne pytanie: „A jak skończę 18 rok życia, czy wtedy będę mógł wypić
ten jeden kieliszek?" - „Człowieku, możesz, ale po co? Jakeś
był mądry do 18 roku życia, dlaczego masz zgłupieć w 18 roku życia? Przedtem
rozumiałeś, że to jest niepotrzebne, a teraz?" Albo inne tłumaczenie się:
„Nie mogę, się włączyć do krucjaty bo mam być na chrzcinach". „Nie mogę,
bo będzie moje wesele, będę musiał wypić jeden kieliszek". Skąd się to
wzięło? Skąd taka psychoza? Skąd tyle nonsensów? Skąd tyle twierdzeń niczym nie
uzasadnionych, absurdalnych? Wszyscy kapitulujemy. Nie ma odważnych. Potrzebne
jest nowe wojsko Gedeona. Ludzie, którzy z uśmiechem, swobodą powiedzą: „To
przecież żaden problem. Po prostu ja nie chcę pić i nie będę pił. I proszę mi
podać jakiś argument za tym, żebym pił, albo wykazać mi, że moja postawa jest
nierozumna, nielogiczna, niekonsekwentna."
Potrzebna jest odwaga, żeby myśleć,
odwaga, żeby czynić zgodnie z tym, o czym się pomyślało. Rozum mi mówi, że to
nie ma sensu, że to jest źródłem wielkiego zła, wielkiego nieszczęścia. Mam
dosyć motywów, żeby powiedzieć „nie". Wobec tego idę za światłem. Jestem
wolny.
Dzisiaj w naszym społeczeństwie jedynie
abstynenci to ludzie wolni. Gdziekolwiek się znajdą, w jakimkolwiek
towarzystwie, nie mają żadnych kompleksów, żadnego poczucia niższości. Są
swobodni, weseli i oni zwyciężają. Oni są wolni i oni wyzwalają.
Jeśli w towarzystwie znajdzie się jeden
taki odważny, który powie: „nie piję," to za nim pójdzie drugi, który
pomyśli: „lekarz mi zakazał: moja wątroba, moje serce; nie muszę pić, bo jeden
śmiały się znalazł i mnie wyzwolił." A alkoholik, który wie, czym się
skończy ten pierwszy kieliszek, również powie: „Nie, nie muszę. Oto ten
człowiek mi podał rękę. Mogę stanąć przy nim. Mogę też napełnić swój
kieliszek sokiem czy wodą mineralnąi wychylić toast
na zdrowie gospodarza, jeśli mu tak bardzo na tym zależy." Wtedy od razu
jest duża część ludzi wyzwolonych.
Każda taka decyzja, każde takie
świadectwo abstynenta wyzwala. A jeżeli nas będzie tysiące, jeżeli nas będzie
setki tysięcy, jeżeli nas będzie w końcu w skali narodowej około dwa miliony -
dwa miliony odważnych, rozsądnych - wtedy złamie się terror alkoholu. Wtedy
upadnie jego potęga. Naród będzie wyzwolony. Zrzucony zostanie ten przymus
pijacki, który tak poniża godność naszego narodu.
Rodzi się jednak pytanie: Dlaczego ja
mam być tym śmiałym, dlaczego ja to mam zrobić? Niechby to zrobili inni!
Owszem, to wszystko jest przekonujące, ale dlaczego akurat ja?!
Odpowiedź jest prosta. Chrystus stawia
nam pytanie: „Czy miłujesz mnie więcej, aniżeli ci?" Jeżeli miłujesz
więcej, to zrób coś więcej. Abstynencja nie jest twoim obowiązkiem. Jeżeli
czasem wypijesz kieliszek wina przy jakiejś okazji, nie zgrzeszysz. Możesz,
jesteś wolny. Nie ma takiego przykazania Bożego ani kościelnego, które by
zakazywało. Kierowcę, który siada za kierownicę, ludzi chorych na pewne
choroby, alkoholików obowiązuje zakaz picia, ale dla wszystkich takiego
obowiązku nie ma. Do wszystkich swoich wiernych natomiast, do swoich uczniów
Chrystus kieruje pytanie: „czy miłujesz mnie więcej?" Jeśli tak, to z
miłości złóż ofiarę. Wyrzeknij się tego, co dla ciebie jest dozwolone. Złóż
ofiarę.
Czy rzeczywiście jest to Chrystusowi
potrzebne? Czy oczekuje On takiej odpowiedzi? Posłuchajmy, co w podobnej sytuacji
powiedział święty Paweł: Jeżeli chodzi o pokarmy składane bożkom w
ofierze, to oczywiście wszyscy posiadamy „wiedzę". Lecz „wiedza"
wbija w pychę, miłość zaś buduje. Gdyby ktoś mniemał, że coś „wie", to
jeszcze nie wie, jak wiedzieć należy. Jeżeli zaś ktoś miłuje Boga, ten jest
również uznany przez Boga. Zatem jeśli chodzi o spożywanie pokarmów, które już
były bożkom złożone na ofiarę, wiemy dobrze, że nie ma na świecie ani żadnych
bożków, ani żadnego boga, prócz Boga jedynego. A choćby byli na niebie i na
ziemi tak zwani bogowie - jest zresztą mnóstwo takich bogów i panów - dla nas
istnieje tylko jeden Bóg, Ojciec, od którego wszystko pochodził dla którego my
istniejemy, oraz jeden Pan, Jezus Chrystus, przez którego wszystko się stało i
dzięki któremu także my jesteśmy. Lecz nie wszyscy mają „wiedzę".
Niektórzy jeszcze do tej pory spożywają pokarmy bożkom złożone, w przekonaniu,
że chodzi o bożka, i w ten sposób kala się ich słabe sumienie. A przecież
pokarm nie przybliży nas do Boga. Ani nie będziemy ubożsi, gdy przestaniemy
jeść, ani też jedząc nie wzrośniemy w znaczenie. Baczcie jednak, aby to wasze
prawo [do takiego postępowania] nie stało się dla słabych powodem zgorszenia.
Gdyby bowiem ujrzał ktoś ciebie, oświeconego „wiedzą", jak zasiadasz do
uczty bałwochwalczej, czyżby to nie skłoniło również kogoś słabego w sumieniu
do spożywania z ofiar składanych bożkom? O tak to właśnie „wiedza" twoja
sprowadziłaby zgubę na słabego brata, za którego umarł Chrystus. W ten sposób
grzesząc przeciwko braciom i rażąc ich słabe sumienia, grzeszycie przeciwko
samemu Chrystusowi. Jeśli więc pokarm gorszy brat mego, przenigdy nie będę jadł
mięsa, by nie gorszyć brata. (1 Kor 8,1-13)
Zauważmy, że argumentacja św. Pawła jest
taka sama. Człowieku, ze względu na słabego brata, nie będziesz jadł mięsa,
chociaż wolno, bo ważniejsze jest zbawienie twego brata. Ważniejsze jest, żebyś
dał mu przykład, żebyś uspokoił jego sumienie, żebyś mu podał rękę, bo on sobie
nie radzi z tym problemem. Jest wśród nas mnóstwo słabych braci, alkoholików,
potencjalnych alkoholików, tych których picie kończy się tragicznie. Mnóstwo
słabych braci, którzy nie potrafią się sami oprzeć, nie potrafią zrozumieć, jak
można nie pić. Wszyscy oni czekają, żeby ktoś im podał rękę.
W herbie Diakonii Wyzwolenia widnieją
dwie splecione ręce. Przedstawione są nie tak, że jedna ręka jest wyciągnięta z
góry ku drugiej ręce mdlejącej, opadającej, lecz obie ręce ułożone są w tej
samej linii. Chodzio ukazanie postawy: ja staję obok
mego brata i z pozycji równości mówię do niego: Bracie, chodź ze mną. Rób tak
jak i ja. Ja ci pomogę. Sam nie dałbyś rady, ale razem damy sobie radę. Stajemy
nie tylko we dwójkę, bo nas, tych, którzy powiedzieli „nie", którzy noszą
taki znaczek, jest wielu. I potrzeba, żeby było wielu takich, którzy odpowiedzą
na pytanie Chrystusa: „Czy miłujesz Mnie więcej?" - i z miłości do
Chrystusa i ze swojej miłości do słabego brata wyrzekną się tego, co mi wolno,
żeby w ten sposób podać rękę słabemu bratu. I to jest konkretny czyn.
Rozmawiałem kiedyś z panią, która po studiach
psychologicznych na KUL pracowała w zakładzie leczenia alkoholików. Zapytałem
ją: „Czy wy wymagacie od swoich pacjentów całkowitej abstynencji?" -
„Oczywiście, co do tego nie ma dyskusji." - „A personel zakładu? Chyba też
praktykuje abstynencję?" - „Nie, nikt z nas nie praktykuje abstynencji, bo
przecież nas to nie obowiązuje. Wszyscy piją umiarkowanie." - I...
uważają, że są w porządku. Potrafią popatrzeć w oczy swoich biednych pacjentów
i powiedzieć: człowieku, nie pij, bo ty jesteś chory; ty jesteś wyrzutkiem
społeczeństwa; tobie się nie wolno tknąć alkoholu; ty musisz wołać: trędowaty!
nie dawajcie mi alkoholu! A personel to grupa ludzi zdrowych, o silnej woli, im
wolno. Czy to jest postawa chrześcijańska? Czy tak się wyraża miłość?
Jeżeli chcę kogoś podnieść, to muszę najpierw
się schylić. Muszę tam być, gdzie on jest. Muszę stanąć obok niego, na tym
samym fundamencie, a potem mogę go podnieść, podnosząc się razem z nim. Tylko
tak możemy ratować, tak możemy wyzwalać, podając rękę słabym braciom. I to jest
sens Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Nie trzeba żadnej długiej argumentacji, nie
trzeba długich wywodów. Oczywiście, to co mówi medycyna, co mówią lekarze, co
mówią inne nauki o szkodliwości alkoholu, też jest potrzebne i pożyteczne, ale
to wszystko nie wyzwoli żadnego ruchu odnowy. Nie stworzy armii ludzi
odważnych. Tu trzeba spojrzenia na krzyż Chrystusa. Krucjata może się rodzić
tylko z krzyża, ze spojrzenia na miłość Chrystusa, który dla nas tak się
„uniżył, że stał się posłusznym aż do śmierci, a była to śmierć krzyżowa"
(por. Flp 2,8). Jeżeli ta miłość zawładnie naszym
sercem, to da nam moc, abyśmy mogli umacniać innych. I ta miłość nas wyzwoli,
abyśmy mogli wyzwalać innych. I wtedy staniemy się naprawdę w ręku Chrystusa
nowym wojskiem Gedeona, przyniesiemy ratunek, wyzwolenie naszemu
nieszczęśliwemu narodowi.
Gdzie szukać takich ludzi, jeżeli nie w Ruchu Światło-Życie,
jeżeli nie w oazach. Przecież tam mówimy ciągle o agape, o pięknej miłości, o
bezinteresownej służbie, o wyrzeczeniu się siebie, swego egoizmu dla
Chrystusa.
Jeżeli nasza praca w oazach, w Ruchu
Światło-Życie, jest pracą rzeczywistą, jeżeli w oazach działa Duch Święty, to
potrzeba znaku zewnętrznego. Krucjata Wyzwolenia Człowieka musi wyjść z
naszego ruchu. To jest logiczna konsekwencja, bo inaczej staniemy w pół drogi.
Skończymy na pięknych, wzruszających przeżyciach oazowych, ale owoców w życiu
nie będzie. Dlatego wielu ludzi już dzisiaj w naszym narodzie i w Kościele
polskim patrzy z nadzieją na uczestników oazy. Ale musimy jeszcze bardziej się
zmobilizować, poddać jednolitemu planowi działania i wielkodusznie, radośnie
podjąć to wezwanie: „Serce wielkie nam daj, zdolne objąć świat." Trzeba nowych
ludzi, którzy właśnie pokażą swoje nowe człowieczeństwo w świadectwie agape, w
miłości ofiarnej, wyrzekającej się, podającej rękę słabym. Ojciec Święty liczy
na nas. Z takim smutkiem i z takim gorącym apelem zwrócił się do nas: „Polacy,
odrzućcie to wszystko, co poniża godność człowieka, co może zagrażać aż
egzystencji naszego narodu". A w swojej homilii na Błoniach krakowskich
tak wołał do narodu: „Polacy, nie pozwólcie sobie odebrać tej wolności, którą
was obdarował Chrystus!" A my pozbawiamy się tej wolności. Popełniamy
narodowe samobójstwo. Musimy się obudzić. Rzeczywistość musi wstrząsnąć naszym
sumieniem, ale przede wszystkim musi wstrząsnąć nami to pytanie Chrystusa: „Czy
miłujesz Mnie? Czy miłujesz Mnie więcej niż
ci? .
Każdy z nas musi dać Chrystusowi odpowiedź.
Albo zaraz, albo później, po przemyśleniu sprawy. Niech to będzie odpowiedź
modlitwy, która będzie wyznaniem naszej wiary w moc Chrystusa, ale niech to
będzie także odpowiedź czynem. Ci z nas, którzy są gotowi, niech złożą
Chrystusowi swoją deklarację włączenia się do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. A
potem głośmy wszędzie, odkrytą przez nas drogę ratunku. Bóg, nasz Pan nie
przestał królować, działa nadal Jego moc i przez swoje narzędzia, przez nowe
wojsko Gedeona, Bóg nas wyzwoli.
Księga Czynów Wyzwolenia - zawiera nazwiska
tych, którzy zadeklarowali swoją abstynencję i przynależność do Krucjaty
Wyzwolenia Człowieka. Ojciec Święty Jan Paweł II wpisał do niej swoje
błogosławieństwo. Uczynił to 7 czerwca 1979 roku w Oświęcimiu po modlitwie w
celi śmierci o. Maksymiliana Kolbego, Patrona Krucjaty. Swoim
błogosławieństwem Ojciec święty objął tych, których nazwiska już widniały w
Księdze, jaki tych, których nazwiska znajdą się w niej w przyszłości.
Kościół - wotum. Wybudowanie tego
kościoła jako wyrazu wdzięczności za wyzwolenie narodu od klęski alkoholizmu
ślubowali Maryi członkowie Krucjaty Wyzwolenia Człowieka już w dniach proklamowania
Krucjaty. Kamień węgielny pod jego budowę został wzięty od grobu św.
Stanisława, biskupa i męczennika, patrona Krucjaty.
Herb - nawiązuje do herbu papieskiego
Jana Pawła II. Krucjata Wyzwolenia Człowieka jest bowiem odpowiedzią na apel
Ojca Świętego, skierowany do Polaków: „o przeciwstawianie się wszystkiemu, co
uwłacza ludzkiej godności". Herb ma kształt tarczy, na której wyrysowany
jest krzyż. Pod krzyżem umieszczona jest z prawej strony litera „M" -
oznaczająca Maryję (jak w herbie papieskim) a z lewej - litera „m" –
oznaczająca „my", członkowie Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. W górnej
części tarczy wpisane są słowa „nie lękajcie się!"
Spoglądając po 16 latach na początki
swej posługi Jan Paweł II wyraźnie uświadamiał sobie, iż wypowiadane przez
niego wówczas słowa płynęły z natchnienia Ducha Świętego:
Wezwanie „Nie lękajcie się!" musimy
odczytywać w bardzo szerokim wymiarze. W pewnym sensie było to wezwanie pod
adresem wszystkich ludzi, wezwanie do przezwyciężenia lęku w globalnej sytuacji współczesnego
świata, zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie, na Północy i na Południu. Nie
lękajcie się tego, cośmy sami stworzyli, nie lękajcie się świata tych
wszystkich ludzkich wytworów, które coraz bardziej stają się dla człowieka zagrożeniem!
Nie lękajcie się wreszcie siebie samych! [...]
Dlaczego mamy się nie lękać? Ponieważ
człowiek został odkupiony przez Boga. Kiedy wypowiadałem te słowa na Placu
św. Piotra, miałem już świadomość, że pierwsza Encyklika oraz cały pontyfikat
musi być związany z prawdą o Odkupieniu. W tej prawdzie jest najgłębsza
afirmacja owego: „Nie lękajcie się!": „Bóg umiłował świat - tak umiłował,
że Syna swego Jednorodzonego dał" (por. J 3,16).
Ten Syn trwa w dziejach ludzkości jako Odkupiciel. Odkupiciel przenika całe
dzieje człowieka, również przed Chrystusem i przygotowuje Jego eschatologiczną
przyszłość. Jest tym światłem, które „w ciemnościach świeci i żadne ciemności
nie potrafią jej ogarnąć" (por. J 1,5). Potęga Chrystusowego krzyża i
zmartwychwstania jest zawsze większa od wszelkiego zła, którego człowiek może
i powinien się lękać. [...]
Po tym wszystkim, co powiedziałem, mógłbym
zamknąć swą odpowiedź w takim paradoksie: ażeby wyzwolić człowieka
współczesnego od lęku przed sobą samym, przed światem, przed innymi ludźmi, przed potęgami
tego świata, przed systemami, przed tym wszystkim, co jest symptomem
niewolniczego lęku tak zwanej siły wyższej, którą człowiek wierzący nazywa
Bogiem, trzeba
temu człowiekowi z całego serca życzyć, aby nosił i pielęgnował w swym sercu tę
bojaźń Bożą, która
jest początkiem mądrości.
U progu Trzeciego Tysiąclecia Jan Paweł II zwrócił się do nas z apelem:
W naszej epoce wiele jest potrzeb, które
poruszają wrażliwość chrześcijan. [...] Ten krajobraz ubóstwa może poszerzać
się bez końca, jeśli do starych jego form dodamy nowe, dotykające często także
środowisk i grup ludzi materialnie zasobnych, którym wszakże zagraża rozpacz płynąca
z poczucia bezsensu życia, niebezpieczeństwo narkomanii, opuszczenie w starości
i w chorobie, degradacja lub dyskryminacja społeczna. Trzeba [...] kontynuować
tradycję miłosierdzia, która już w minionych dwóch tysiącleciach wyraziła się
na wiele różnych sposobów, ale która obecnie wymaga może jeszcze większej
inwencji twórczej. Potrzebna jest dziś nowa wyobraźnia miłosierdzia, której
przejawem będzie nie tyle i nie tylko skuteczność pomocy, ale zdolność bycia
bliźnim dla cierpiącego człowieka, solidaryzowania się z nim, tak, aby gest
pomocy nie był odczuwany jako poniżająca jałmużna, ale jako świadectwo braterskiej
wspólnoty dóbr".
DROGA KRZYŻOWA „WOLNI I WYZWALAJĄCY"
Sądzenie było sprawą Piłata. Świadectwo prawdzie było
i jest sprawą Jezusa i chrześcijan.
Nie naszą rzeczą jest sądzić.
Naszą rzeczą jest świadczyć.
Świadczyć, tak jak słońce,
o miłości i dobroci Boga,
świadczyć przez prostą i
pokorną służbę,
z wykluczeniem własnych
interesów,
własnego egoizmu.
Tą bronią jedynie możemy
zwyciężyć zło.
Jeżeli chcę kogoś podnieść,
to muszę najpierw się schylić.
Muszę tam być, gdzie on jest.
Muszę stanąć obok niego,
na tym samym fundamencie,
a potem mogę go podnieść,
podnosząc się razem z nim.
Tylko tak możemy ratować,
tak możemy wyzwalać,
podając rękę słabym braciom.
I to jest sens Krucjaty Wyzwolenia Człowieka.
Nie trzeba żadnej długiej argumentacji,
nie trzeba długich wywodów.
Oczywiście, to co mówi medycyna,
co mówią lekarze,
co mówią inne nauki
o szkodliwości alkoholu,
też jest potrzebne i pożyteczne,
ale to wszystko
nie wyzwoli żadnego ruchu odnowy. Nie stworzy armii ludzi odważnych. Tu
trzeba spojrzenia na krzyż Chrystusa. Krucjata może się rodzić tylko z krzyża,
ze spojrzenia na miłość Chrystusa,
który dla nas tak się uniżył,
że stał się posłusznym aż do śmierci, a była to śmierć krzyżowa (por. Flp
2,8). Jeżeli ta miłość zawładnie naszym sercem, to da nam moc,
abyśmy mogli umacniać innych. I ta miłość nas wyzwoli, abyśmy mogli
wyzwalać innych.
A tymczasem być chrześcijaninem, to znaczy należeć do
Chrystusa, i myśleć,
i czuć w swoim sercu
razem z Chrystusem.
To znaczy myśleć z troską,
z poczuciem odpowiedzialności
o braciach:
o całym naszym narodzie,
O całym Kościele,
a nawet o całej rodzinie ludzkiej. Chrześcijanin
- ten, który jest Chrystusowy,
nie może już prowadzić życia prywatnego,
nie może już zamknąć się w swoim świecie
i
myśleć sobie:
„niech na całym świecie wojna,
byle polska wieś spokojna",
niech się dzieje co chce,
ja wiem, to mi wystarczy, co mam zrobić,
żeby siebie zbawić:
spełnić przykazania, które mnie obowiązują.
Największy grzech
nas chrześcijan, katolików,
członków Mistycznego Ciała Chrystusa,
członków wspólnoty Kościoła
to ten, że każdy z nas zamyka się w swoim małym świecie, wyłącza ze
swojej świadomości sprawy dobra ogólnego, sprawy braci, Kościoła, narodu, i
myśli: niech się inni o to martwią.
Spójrz na Maryję! Ona jest wolna! Chociaż cierpi, bo
miłuje Jezusa. Cierpi, ale miłuje. Posiada siebie w dawaniu siebie Jezusowi,w noszeniu w swoim sercu Jego bólu.
Człowiek został w swoim stworzeniu
uzdolniony i powołany
do istnienia na sposób Boży -
to znaczy do posiadania siebie
w dawaniu siebie,
czyli przez miłość.
Wolność zaś warunkuje
możliwość czynienia daru z
siebie.
Wolność człowieka jest również
wolnością „dla",
mianowicie dla miłości.
Ta miłość zaś ma być realizowana
w relacji do Boga i do innych
ludzi.
Szymon z Cyreny pytał: dlaczego akurat ja?! Pomoc
bratu w niesieniu krzyża ciebie też wyzwala.
Potrzebna jest odwaga, żeby myśleć,
odwaga, żeby czynić zgodnie z tym,
o czym się pomyślało.
Rozum mi mówi,
że to nie ma sensu,
że to jest źródłem wielkiego zła,
wielkiego nieszczęścia.
Mam dosyć motywów,
żeby powiedzieć „nie".
Wobec tego idę za światłem.
Jestem wolny.
Rodzi się jednak pytanie:
Dlaczego ja mam być tym śmiałym,
dlaczego ja to mam zrobić?
Niechby to zrobili inni!
Owszem,
to wszystko jest przekonujące, ale dlaczego akurat
ja?!
Czym jest czyn Weroniki? Co ona uczyniła? To akt
odwagi, sprawiający, że oblicze Jezusa pozostaje na zawsze w jej sercu.
To jest prawdziwy czyn wyzwoleńczy: wyzwolenie siebie
od lęku, od nacisków, od opinii,
od zdania innych, słabych braci - przez podanie im
ręki. Wyzwolenie od innych uzależnień, od egoizmu, który prowadzi
do mordowania dzieci nie narodzonych. Z tym idzie w
parze wyzwolenie od lęku: „Nie lękajcie się",
bo tylko lęk nas czyni niewolnikami.
Kto się nie boi, ten jest wolny,
nawet kiedy znajduje się za kratami więzienia
czy w obozie koncentracyjnym.
To jest wolność synów Bożych,
której nam nikt nie może odebrać,
tylko my sami
przez - lęk, przez strach.
Wyzwolenie przez prawdę:
prawda was wyzwoli (J 8, 32).
Wyzwoli nas wtedy,
gdy będziemy mieli odwagę mówić prawdę, domagać się prawdy, świadczyć o
prawdzie, czynić prawdę.
To jest prawdziwa Krucjata Wyzwolenia. To jest wielkie zadanie [...].
Trzeba, abyśmy wszyscy odrzucili tę potęgę, która nas zniewala.
Wtedy staniemy się silnym, mocnym narodem, który będzie mógł wyzwalać
inne narody.
A na jerozolimskich uliczkach tłum przechodniów reagował
obojętnością...
Czy my [...]
czujemy się odpowiedzialni za to wszystko?
Przecież to jest nasza sprawa,
nasza rodzina, nasz naród,
Kościół, Ciało Mistyczne Chrystusa.
Czy możemy umyć ręce i powiedzieć, że to oni?
Czy nie jesteśmy podobni do faryzeuszy,
którzy z boku obserwują,
co się dzieje, i robią złośliwe uwagi?
W Kościele słyszymy listy pasterskie, kazania,
słyszymy głosy podnoszące alarm.
Czy czasem nie reagujemy na nie
podobnie jak ten faryzeusz,
który stał w świątyni przed ołtarzemi modlił
się:
Dziękuję Ci, Boże, że nie jestem jako inni ludzie,
jako ci celnicy,
cudzołożnice;
że nie jestem jak te kobiety, co mordują dzieci, jak ten pijak.
I wychodzimy zadowoleni z
kościoła, że znowu słyszeliśmy o tych bezbożnikach, ateuszach, o tych, którzy
niszczą nasz naród
ale przecież to nie my;
my jesteśmy niewinni, umywamy
ręce.
Czy tak być może,
czy wolno nam zachować taką
postawę?
Niewiasty płaczące - styl lęku, narzekania, negatywne świadectwo.
Jezus mówi do nich, uspokaja je: „Nie płaczcie". On nie martwi się o
siebie, jest w nim głęboki pokój, nawet w takiej sytuacji.
Jeżeli potrafię pójść do tych ludzi, z którymi się
spotykam, a którzy są kłębkiem nerwów, czują się zagubieni
i nie potrafią sprostać problemom życiowym,
jeżeli potrafię wobec nich
pokazać ten pokój głęboki
płynący z uwierzenia w Ewangelię Chrystusa
to wtedy jest to świadectwo,
które może tym ludziom pomóc.
Jeżeli natomiast ja sam
wpadam w ich styl lęku,
narzekania, zabezpieczania się,
to moje świadectwo jest negatywne -
pokazuję im,
że wiara na nic się nie przyda
w konkretnym życiu,
bo nie rozwiązuje problemów,
nie rozwiązuje konkretnych
problemów.
tym bardziej powinien się czuć odpowiedzialny
za grzechy braci
i pokutować za innych
i za swoje grzechy.
To jest pierwsza odpowiedź:
uznać naszą winę, naszą współwinę,
naszą współodpowiedzialność.
„Bardzo zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem
i zaniedbaniem."
Któż z nas może powiedzieć,
że nie zgrzeszył w tych sprawach
przez zaniedbanie?
Musimy stanąć przed Bogiem
w poczuciu naszej winy,
przyjąć pokutę za braci,
zacząć przebłaganie wobec Boga,
by upraszać Jego miłosierdzie.
Ogołocenie - dobrowolne z czegoś, co jest dobre -dla brata. Jak
Chrystus, który ogołocił samego siebie, który stał się ubogi, aby nas swoim
ubóstwem ubogacić.
Chrystus stawia nam pytanie: „Czy miłujesz mnie
więcej, aniżeli ci?" Jeżeli miłujesz więcej, to zrób coś więcej.
Abstynencja nie jest twoim obowiązkiem.
Jeżeli czasem wypijesz kieliszek wina
przy jakiejś okazji,
nie zgrzeszysz.
Możesz, jesteś wolny.
Nie ma takiego przykazania Bożego
ani kościelnego,
które by zakazywało.
Kierowcę, który siada za kierownicę,
ludzi chorych na pewne choroby, alkoholików
obowiązuje zakaz picia,
ale dla wszystkich
takiego obowiązku nie ma.
Do wszystkich swoich wiernych natomiast,
do swoich uczniów
Chrystus kieruje pytanie:
„czy miłujesz mnie więcej?"
Jeśli tak, to z miłości złóż
ofiarę.
Wyrzeknij się tego, co dla
ciebie jest dozwolone.
Złóż ofiarę.
Dać się przybić do krzyża -
a nie uciekać w wygodny kęt, bo to uszczęśliwia.
„Ojcze!", „Przebacz
im!" -
to właśnie jest służbą wobec
braci...
Jako chrześcijanie jesteśmy współnamaszczeni
z Chrystusem namaszczonym,
który powołał nas, uzdolnił i posłał, abyśmy wraz z Nim współdziałali
w zbawianiu świata w tej godzinie i w aktualnych
sytuacjach. Dlatego też nie wolno nam pojmować naszej wiary jako ucieczki do
wnętrza, do uszczęśliwiającej „ja - Ty - relacji" z Jezusem, lecz mamy w
niej widzieć wezwanie do przyjęcia wespół z Chrystusem Sługą służby wobec
naszych braci, aby ich
przez naszą odpowiedzialną miłość i gotowość do ponoszenia ofiar, mocą
krzyża Chrystusowego prowadzić do zbawienia i wyzwolenia.
Słowo „krucjata"
pochodzi od łacińskiego słowa
„crux" - krzyż.
Jest w nim wyrażone nasze przekonanie, że wyzwolenie może przyjść tylko
stamtąd, z mocy Krzyża.
Wyzwolenia może dokonać tylko Ten,
który na krzyżu wyzwolił nas
z niewoli grzechu i śmierci.
Krucjata, a więc ci,
którzy staną pod krzyżem,
pod krzyżem Chrystusa.
Pod krzyżem Chrystusa stała Maryja,
pod krzyżem Chrystusa z Maryją
stoi [...] Jan Paweł II. Pod krzyżem z Maryją i z
Ojcem świętym chcemy stanąć my, Krucjata Wyzwolenia Człowieka. Chcemy się oddać
Chrystusowi jako narzędzie, aby przez nas objawił moc Krzyża ku wyzwoleniu
człowieka.
Cierpienie serca Maryi:
- martwy Syn na Jej kolanach,
- Jej martwe dzieci, bo
zaplątane w grzech.
Krucjata Wyzwolenia Człowieka, zwana też
Dziełem Niepokalanej, Matki Kościoła,
jest ruchem maryjnym [...],
który stoi zdecydowanie na stanowisku
całkowitej abstynencji od alkoholu.
Krucjata zrzesza w swoich szeregach
tylko całkowitych abstynentów
i zmierza do tego,
aby jak najwięcej ludzi
w imię miłości do Niepokalanej
nakłonić do decyzji
całkowitej abstynencji od alkoholu.
„Serce wielkie nam daj" -
to prośba skierowana do
Chrystusa.
Niechaj to serce wielkie,
które On nam da,
objawi się w wielkim czynie,
który mamy podjąć z miłości ku
Niemu.
Chrystusowi, który pyta nas:
„Czy miłujesz Mnie,
czy miłujesz Mnie więcej niż
inni",
czy jesteś gotów ze Mną razem
-
jako moje narzędzie,
dzieląc moją troskę zbawczą
- iść ratować braci, naród,
ratować tych, którzy giną,
niech każdy odpowie w swoim
sercu.
A jeżeli jest gotowy,
niech tę odpowiedź ukaże w
znaku,
aby stała się świadectwem
i pociągała innych
do podobnej odpowiedzi na
pytanie Chrystusa.
1.
K |
rucjata Wyzwolenia Człowieka, zwana też
Dziełem Niepokalanej, Matki Kościoła, jest ruchem maryjnym [...], który stoi
zdecydowanie na stanowisku całkowitej abstynencji od alkoholu. Krucjata
zrzesza w swoich szeregach tylko całkowitych abstynentów i zmierza do tego, aby
jak najwięcej ludzi w imię miłości do Niepokalanej nakłonić do decyzji
całkowitej abstynencji od alkoholu. Nie zgadza się Krucjata też zasadniczo na
wprowadzenie w ramach swej akcji jakichś form złagodzonej czy
„umiarkowanej" abstynencji, polegającej np. na
wyrzeczeniu się tylko wódki i innych wysokoprocentowych napojów alkoholowych z
jednoczesną tolerancją spożywania napojów alkoholowych niskoprocentowych.
2.
Przez abstynencję rozumie Krucjata
Wyzwolenia Człowieka całkowite i dobrowolne wyrzeczenie się alkoholu jako
napoju - pod wszelką postacią i we wszelkiej ilości. Definicja ta nie obejmuje
używania alkoholu w innym charakterze np. jako
lekarstwa (jeśli alkohol występuje jako składnik prawdziwego lekarstwa) lub w
celach liturgicznych. Również spożywanie alkoholu w potrawach (np. w tortach) lub w cukierkach zasadniczo nie podpada pod
pojęcie abstynencji. Z tak określonej definicji abstynencji wynika, że nie
chodzi tu o zwalczanie alkoholu jako takiego, ale o zwalczanie zwyczaju picia
alkoholu.
3.
Krucjata, zgodnie z nauką moralną
Kościoła, uważa zarówno abstynencję, jak i prawdziwie umiarkowane używanie
napojów alkoholowych za rzeczy pod względem moralnym zasadniczo obojętne. Kto
prawdziwie umiarkowanie używa od czasu do czasu napojów alkoholowych, nie dopuszcza
się jeszcze tym samym żadnej niedoskonałości etycznej i nie można mu z tego
powodu nic zarzucić. Wartości etycznej nabiera praktykowanie abstynencji lub
umiarkowanie dopiero ze względu na motywy czy okoliczności. Ruch trzeźwościowy Krucjaty nie uzasadnia dlatego abstynencji
rygorem moralnego przymusu czy nakazu ani nie twierdzi, że abstynencja sama w
sobie jest etycznie lepsza od umiarkowanego spożywania napojów alkoholowych.
Stąd też ruch ten odcina się wyraźnie od tych abstynentów czy ugrupowań
abstynenckich, które uważają abstynencję samą w sobie za etycznie doskonalszą
od umiarkowania i które chciałyby uzasadnić powszechny obowiązek moralny
praktykowania abstynencji przez wszystkich ludzi. Obowiązek ten istnieje bowiem
tylko dla pewnych kategorii ludzii w pewnych
okolicznościach (alkoholicy i ich dzieci, osoby wykonujące niektóre zawody,
cierpiące na pewne choroby itp.).
Krucjata Wyzwolenia Człowieka propaguje
dobrowolną abstynencję z motywów nadprzyrodzonych i społecznych głównie
dlatego, że uważa ją za skuteczny środek do osiągnięcia celu, jakim jest
zwalczanie społecznej klęski alkoholizmu. Wszelkie zarzuty, jakoby propagowanie
abstynencji było objawem przesadnego rygoryzmu, purytanizmu, jakiegoś ducha
sekciarsko-manichejskiego itp., są więc całkowicie bezpodstawne i są dowodem
niezrozumienia istoty abstynencji w katolickim ruchu trzeźwościowym.
Niezrozumieniem jest również argumentowanie, że rozumne umiarkowanie bardziej
odpowiada duchowi katolickiemu niż rygorystyczna abstynencja, albowiem w ruchu
trzeźwościowym, w zagadnieniu: umiarkowanie czy
abstynencja, nie chodzi wcale o ocenę moralną obu praktyk, lecz o ocenę ich
użyteczności w walce z wielkim złem, o ocenę ich jako środków praktycznego
rozwiązania kwestii alkoholowej.
4.
Krucjata nie opiera się również w swej
motywacji abstynenckiej na argumentach natury lekarskiej i nie podziela
zdania tych, którzy twierdzą, że wszyscy powinni być całkowitymi abstynentami
od alkoholu dlatego, że każda najmniejsza nawet dawka alkoholu już zawsze jest
szkodliwa dla zdrowia. Chociaż bowiem nowoczesna medycyna coraz lepiej poznaje
szkodliwość działania alkoholu i coraz bardziej skłania się w kierunku
udzielania ogólnych wskazań za abstynencją, to jednak argumentacja ta w
praktyce okazuje się mało skuteczna i niewystarczająca do rozbudzenia
masowego, prężnego i dynamicznego ruchu przeciwalkoholowego. Dlatego w ruchu
przyjmuje się taką motywację abstynencji jako motywację pomocniczą. Nie
oznacza to oczywiście, że KWC odrzuca jako nieprawdziwe twierdzenie nauki
medycznej o szkodliwości działania alkoholu na organizm człowieka. Krucjata
zgadza się zasadniczo z twierdzeniem medycyny, że alkohol jest „trucizną
komórkową (zwłaszcza dla mózgu) i narkotykiem numer jeden" i uznaje wyniki
badań naukowych nad szkodliwością alkoholu dla organizmu ludzkiego. Nie chce
jednakże, z przyczyn podanych powyżej, wyprowadzać swojej motywacji abstynencji
jedynie z argumentów medycznych i zdrowotnych.
5.
Krucjata Wyzwolenia Człowieka odrzuca
więc wszelkie niewłaściwe czy nieskuteczne formy argumentacji abstynenckiej,
będące przeważnie przyczyną uprzedzeń do abstynencji i oporów wewnętrznych
wobec niej, które spotkać można często także u ludzi szlachetnych, którym z pewnością
szczerze zależy na zwalczaniu społecznej klęski alkoholizmu. Uzasadnienie zaś i
to bezsporne potrzeby, pożytku i konieczności abstynencji widzi Krucjata
Wyzwolenia Człowieka na innej płaszczyźnie, mianowicie na płaszczyźnie
nadprzyrodzonej oraz na płaszczyźnie praktycznej, gdzie o wartości jakiegoś
środka czy metody decyduje skuteczność.
6.
Abstynencja w Krucjacie Wyzwolenia
Człowieka ma przede wszystkim wartość nadprzyrodzoną jako akt ekspiacji,
wynagrodzenia za grzechy pijaństwa. Chodzi w niej o dobrowolne wyrzeczenie się
rzeczy - w samej sobie jeszcze nie złej i zakazanej - z motywu miłości Boga i
bliźniego.
Abstynencja tak pojęta posiada w katolickiej
nauce o cnocie takie samo uzasadnienie, jak wstrzymanie się od używania mięsa,
a jest ona też godnym towarzyszem bezżenności, dobrowolnego ubóstwa i
dobrowolnego posłuszeństwa dla Chrystusa. Cieszyła się ona też zawsze uznaniem
i poparciem Kościoła.
Papież Pius XII pisał w liście do
prezesa niemieckiego stowarzyszenia abstynenckiego „Kreu-zbund":
Kościół
katolicki nie może popierać przymusowej, powszechnej abstynencji. Obowiązek
bowiem abstynencji zupełnej od alkoholu istnieje tylko tam, gdzie w inny sposób
nie da się namiętności opanować. Lecz dobrowolna abstynencja, praktykowana
jako przebłaganie za grzechy nie-umiarkowania i jako przykład dla bliźnich, by
ich przynajmniej od nadużycia napojów alkoholowych powstrzymać, jest
apostolstwem, które Kościół przyjmuje i uznaje, chwali i błogosławi.
W odniesieniu do Krucjaty Wstrzemięźliwości
z lat 1957-60, do tradycji której nawiązuje obecna Krucjata Wyzwolenia
Człowieka, wyraził uznanie Kościoła Jego Eminencja Ksiądz Kardynał Stefan
Wyszyński, Prymas Polski, w błogosławieństwie przesłanym Krucjacie w dniu
28.10.1957 roku: Chodzi
nie tylko o to, by ludzie wyrzekli się wódki, lecz by jak najwięcej ich z
pobudek nadprzyrodzonych wyrzekło się wszelkich napojów alkoholowych.
Zrozumieliście tę prawdę. Kroczcie więc za nią naprzód. Uczcie ludzi lepszego,
Bożego pojmowania sprawy trzeźwości. Ukażcie im abstynencję od strony jak
najbardziej właściwej: jako wynagrodzenie Bogu za wszystkie zniewagi, których
doznaje od tych, co w nietrzeźwości zapominają o swym człowieczeństwie. Niech
jak najwięcej naszych braci i sióstr zrozumie, że tym drobnym stosunkowo
wyrzeczeniem wybła-gać mogą u Boga zmiłowanie nad
ludźmi, którzy zgubili się w oparach alkoholu, zmiłowanie nad ich rodzinami i
otoczeniem, zmiłowanie nad narodem naszym spychanym do przepaści przez
nieszczęsny nałogi jego skutki.
Kard. Franciszek Macharski w liście na
Tydzień modlitw o trzeźwość narodu(rok 1979) pisze: Proszę was przez miłość Pana
Jezusa, abyście podjęli trud trzeźwości czy też całkowitego powstrzymania się
od alkoholu. Proszę o to przez przyczynę Matki Najświętszej, Tej, którą czcimy
na Jasnej Górze, w Kalwarii Zebrzydowskiej, na tylu miejscach pielgrzymek, we
wszystkich kościołach i wszystkich rodzinach.
Niech to będzie nasz dar na
jubileusz odnowy religijnej i moralnej narodu! Niech to będzie nasz dar dla
Boga za Ojca Świętego! Niech to będzie nasz dar na powitanie Ojca Świętego na naszej
ziemi! Dar każdegoz osobna, dar rodzin, parafii, dar
każdej wspólnoty dorosłych, młodzieży i dzieci.
A Ojciec Święty Jan Paweł II powiedział
do Polaków w czasie środowej audiencji w dniu 21.03.1979 roku: Człowiek nie może być sobą, po
prostu nie może być sobą, nie jest godny swojego imienia, jeśli nie potrafi
sobie mówić „nie". Otóż to „nie", to jest właśnie znaczenie Wielkiego
Postu, praktyki postu, to twórcze „nie", muszę umieć sobie odmówić. Na to,
żeby umieć odmówić sobie rzeczy niedozwolonych, trzeba umieć odmówić sobie również
rzeczy dozwolonych. Na pewno w naszej polskiej praktyce wielkopostnej dochodzi
w szczególny sposób do głosu potrzeba trzeźwości. Niedawno czytałem w Tygodniku
Powszechnym apel mojego następcy w Krakowie na ten temat, nie mogę nic innego
zrobić, tylko pod tym apelem z całego serca podpisuję i całym sercem go
powtarzam pod adresem wszystkich, którym potrzebne jest to „nie", ażeby
zachować ludzką godność i żeby służyć dobru wspólnemu rodziny, narodu,
ojczyzny. Niech tyle wystarczy, resztę już sami zechciejcie domyśleć.
7.
Abstynencja ma również ogromną wartość
praktyczną w walce z alkoholizmem jako środek niezbędny do ratowania
alkoholików i środek skutecznie godzący w przyczyny alkoholizmu.
Jest dzisiaj pewnikiem naukowym, nie
podlegającym dyskusji, że alkoholik może być wyratowany z nałogu jedynie pod
tym warunkiem, że stanie się całkowitym abstynentem od alkoholu do końca
życia. Aby jednak alkoholik, z reguły człowiek o słabej woli, mógł wytrwać w
postanowieniu abstynencji, musi znaleźć moralne oparcie w dobrowolnych
abstynentach o silnej woli, cieszących się poważaniem innych, musi znaleźć
siew środowisku abstynenckim lub przynajmniej w środowisku, gdzie obecność
jednego lub kilku abstynentów złamała powszechny towarzyski przymus picia.
Stąd postulat dobrowolnej abstynencji, podjętej z myślą o ratowaniu bliźnich
będących ofiarami nałogu, a więc z motywu miłości bliźniego. Abstynencja z
tego punktu widzenia ukazuje się nam jako niezbędny składnik akcji ratunkowej na
rzecz alkoholików oraz jako czyn chrześcijańskiej miłości bliźniego.
8.
Abstynencja nabiera również wielkiego
znaczenia z punktu widzenia profilaktyki przeciwalkoholowej, w odniesieniu
zwłaszcza do dzieci i młodzieży. Utrzymanie dzieci i młodzieży w całkowitej
abstynencji przez okres jak najdłuższy - przynajmniej do 18 roku życia - to
postulat wychowawczy, którego wartości i potrzeby nikt rozumny dziś nie
neguje. Zrealizowanie tego postulatu będzie jednak praktycznie niemożliwe,
jeżeli młodzież nie będzie na każdym kroku stykała się z przykładem
abstynencji wychowawców i innych przedstawicieli starszego pokolenia,
zwłaszcza tych, którzy dla niej są wzorem i autorytetem. Jeżeli picie alkoholu
w oczach młodzieży będzie uchodziło za rzecz dozwoloną „tylko dla
dorosłych", to będzie ono właśnie dlatego rzeczą atrakcyjną i pociągającą.
9.
Abstynencja godzi skutecznie w przyczyny
alkoholizmu, a zwłaszcza w zwyczaje alkoholowe, które powszechnie panują w
życiu towarzyskim, i w łączący się z nimi towarzyski przymus picia. Zwyczaje
alkoholowe - to główna ostoja alkoholizmu. Dopóki one panują, nie może być
mowy o ratowaniu alkoholików i o ustrzeżeniu od popad-nięcia
w nałóg dorastających pokoleń. Reforma zwyczajów towarzyskich, złamanie
towarzyskiego terroru alkoholowego to warunek bezwzględny powodzenia wszelkiej
akcji przeciwalkoholowej. Tego zaś nie da się osiągnąć bez abstynencji i dlatego
abstynencja staje się koniecznym środkiem w walce z nowoczesnym alkoholizmem.
Dlatego Krucjata Wyzwolenia Człowieka tak zdecydowanie stoi na gruncie
propagowania abstynencji, przyjmując zasadniczą tezę sformułowaną przez ks.
Jana Kapicę: Nowoczesnego
alkoholizmu nie da się pokonać bez abstynencji. Z tego punktu widzenia należy także
rozpatrzyć problem tzw niewinnych, symbolicznych
toastów, aby zrozumieć, że kieliszek, wina może obojętny pod względem etycznym
i zdrowotnym, nie jest jednak obojętny dla taktyki ruchu przeciwalkoholowego,
albowiem oznacza on podtrzymanie i umocnienie zwyczaju alkoholowego, który
wprawdzie nie zawsze hic et nunc, ale w istocie swej jest najpoważniejszym
źródłem alkoholizmu.
10.
Krucjata Wyzwolenia Człowieka propaguje
zdecydowanie abstynencję również w odniesieniu do wina i piwa. Aczkolwiek
wzbudza to najwięcej oporów i sprzeciwów, to jednak Krucjata nie może
zrezygnować z tego postulatu, gdyż pozbawiłoby to w niedalekiej przyszłości
całą akcję Krucjaty jej skuteczności. Picie wina i piwa bowiem, chociażby
nawet było aktualnie formą picia mniej szkodliwą od picia wódki, jest jednak
nie mniej szkodliwe, jeśli chodzi o utrzymywanie się nałogu alkoholowego, a
nawet bardziej szkodliwez punktu widzenia powstania
nałogu. Zarówno więc ze względu na ratowanie alkoholików, jak i z punktu
widzenia profilaktyki, trzebaw ruchu przeciwalkoholowym
podtrzymać postulat abstynencji również od piwa i wina.
Krucjata Wyzwolenia Człowieka propaguje
abstynencję również ze względu na jej wartość wychowawczą. Jest ona doskonałym
środkiem wyrabiania cnoty wstrzemięźliwości, siły woli i charakteru, a przede
wszystkim tak potrzebnej dzisiaj samodzielności i odwagi moralnej, uzdalniającej
do płynięcia przeciw prądowi opinii i powszechnych zwyczajów. Jest ona także
doskonałym środkiem wyodrębnienia spośród biernej masy i zorganizowania do jednolitej
akcji przeciwalkoholowej ludzi aktywnych, idealistów z poczuciem
odpowiedzialności i o nastawieniu apostolskim. Tylko tacy ludzie, którzy dla
ratowania bliźnich i narodu od klęski alkoholizmu zdobędą się na osobistą
ofiarę wyrzeczenia się alkoholu, którzy sami wyzwolą się spod wszelkich alkoholowych
przesądów i zajmą postawę bezkompromisową wobec alkoholowych zwyczajów, są
zdolni do prowadzenia walki i do stworzenia aktywnego, bojowego i zwycięskiego
ruchu przeciwalkoholowego. Tylko abstynencja jest skutecznym hasłem
mobilizującym do walki i środkiem walki z alkoholizmem, umiarkowanie natomiast
- samo w sobie może nienaganne - jest jednak jako takie hasło i środek w walce
z alkoholizmem całkowicie bezużyteczne. Chociażby powszechne prawdziwe
umiarkowanie wszystkich było celem ruchu przeciwalkoholowego, to osiągnąć je
można tylko przez dobrowolną abstynencję wielu. Człowiek umiarkowany zajmuje w
walce z alkoholizmem pozycję obojętną, neutralną, a dopiero abstynent wnosi
pozytywny wkład w dzieło otrzeźwienia narodu. Z tego względu Krucjata
Wyzwolenia Człowieka uważa za bezcelowe organizowanie w ruchu
przeciwalkoholowym ludzi umiarkowanych i propaguje zdecydowanie całkowitą
abstynencję.
12.
Wreszcie idea abstynencka głoszona przez
Krucjatę Wyzwolenia Człowieka nabiera jeszcze szczególnej wartości i
atrakcyjności przez zespolenie jej z ideą wyzwolenia człowieka. Abstynencja
przyjęta świadomie i dobrowolnie wyzwala tego, kto ją praktykuje, bowiem osoba
określa i tworzy sama siebie przez decyzję. Im ta decyzja jest bardziej
dojrzała, tym pełniej człowiek realizuje siebie jako osobę. Czyn abstynencji
wyzwala:
od względu ludzkiego, który często
paraliżuje wolne postępowanie człowieka;
od bezmyślności; człowiek poddający się
naciskom, sloganom, zwyczajom, nie jest wolny, wolnym jest wtedy, gdy wybiera
rozumnie; od zależności od alkoholu; częste używanie alkoholu prowadzi bowiem
do zaburzenia zdolności decyzji. Alkoholicy nie są ludźmi wolnymi. Tylko
abstynencja daje pełną gwarancję zabezpieczenia się przed takim uzależnieniem;
od przymusu, który prowadzi ludzi do
postawy określanej często słowem „musiałem".
Carlsberg, 18 listopada 1982 r.